5/13/2018

Czy mogę jeszcze mienić się włosomaniaczką? Mój minimalizm w pielęgnacji włosów.




Nadejszła wiekopomna chwila: zdenkowałam właściwie wszystkie testowane przeze mnie kosmetyki do włosów, a na ich miejsca weszły praktycznie same wypróbowane i ogólnie ukochane hity.


Nie jest to jeszcze czas na Moją Włosową Historię, ale w skrócie powiem, że pierwsze podejścia do świadomej pielęgnacji przypadły u mnie na początek roku 2013. I jak większość ówczesnych włosomaniaczek, ulubionych (oraz znienawidzonych) składników i produktów szukałam trochę po omacku. Jedyną moją biblią był blog Anwen, ale nawet u niej nie było na przykład systematycznych przeglądów olei takich jak te u Kasi na Fali: mnóstwo tej bardziej technicznej wiedzy nie było wtedy po prostu tak powszechnie dostępne.

Moje początki włosomaniactwa


Pierwszym kamieniem milowym było dla mnie unikanie wielu składników i produktów oraz wprowadzenie olejowania: początki były łatwe. Na pewno znacie jednak ten dylemat, kiedy kupujecie nowy (oczywiście wychwalany na blogach) olej i po pierwszym użyciu włosy wyglądają źle, a Wy zastanawiacie się dlaczego. Jasne, może to olejek jest źle dopasowany do naszych włosów, ale może przy innej metodzie nakładania byłoby lepiej, albo nawet świetnie? A może zmienić trzeba czas przetrzymywania go na włosach? Pokombinować z kosmetykami używanymi przed lub po olejowaniu? ...

Więc jasne, pewien blask i miękkość pojawiły się prawie od razu, ale w ten sposób zaczął się najdłuższy i najbardziej frustrujący etap nauki zgłębiania składów i... po prostu prób zrozumienia własnych kudłów.

Kolejny kamień milowy również składał się w dwóch odkryć: po pierwsze zrozumienia idei dzielenia składników na emolienty, humektanty i proteiny; a po drugie zidentyfikowania protein hydrolizowanej keratyny jako tego składnika, który moje włosy kochają (w przeciwieństwie do protein mleka czy jedwabiu chociażby). Powiedziałabym, że ten etap był już całkiem przyjemny: włosy zasadniczo wyglądały dobrze, a sporadyczny bad hair day wynikał najczęściej z zupełnego nietrafienia jakimś kosmetykiem. Wystarczyło związać włosy, a kosmetyk odstawić i ich wygląd wracał do normy. Jeśli nie chciałam danego produktu tak od razu się pozbywać to testowałam go w różnych konfiguracjach w weekendy, kiedy i tak z lubością relaksuję się w domowych pieleszach.

Włosomaniacza... emerytura?


Za swoisty kolejny kamień milowy uważam to, co udało mi się osiągnąć w ostatnich tygodniach: kiedy pomyślę o właściwie dowolnym kosmetyku do włosów (olej, szampon, maska, odżywka, żel) to wiem dokładnie jaki produkt jest moim ulubieńcem, który praktycznie nigdy mnie nie zawodzi i który – co dla mnie ważne – jest na tyle tani, wydajny czy dostępny, że używanie go nie sprawia mi kłopotu i nie tworzy pokus by znaleźć jego tańszy odpowiednik w Rossmannie.

Przepraszam, że w tekście będą na razie zdjęcia „z internetu”: za dwa tygodnie wrócę do Polski i wtedy podmienię je na moje własne :)

Moje włosowe Kosmetyki Wszech Czasów



Mój idealny rytuał pielęgnacyjny to oparty o metodę OOMO schemat: olejowanie – mycie odżywką – mycie szamponem samej skóry głowy – kolejne odżywianie włosów maską lub odżywką.

Potem nakładam na nie odżywkę bez spłukiwania i żel do włosów, a na końcówki kroplę oleju i kroplę silikonowego serum.


Mój ulubiony olej do włosów


… to najzwyklejszy, klasyczny olej rzepakowy :O Tak, ten kuchenny! Jeśli będę robić kiedyś zamówienie w sklepie z półproduktami oferującym nierafinowany rzepakowy, to na bank wezmę go na spróbowanie – może jakoś przebije rafinowany odpowiednik z supermarketu. Poza nim wypróbowałam naprawdę mnóstwo olei i niektóre były całkiem sympatyczne (Alverde i ogólnie mieszanki oparte o olej sojowy), ale większość była gorsza. W ostatnim czasie testowałam między innymi olejek jedwabny Eco Lab (do którego wzdychałam miesiącami) oraz odlewkę Dabur (mój pierwszy hinduski olejek!) i również okazały się klapami.

Więc jasne, nie wykluczam że będę jeszcze czasem sprawdzać coś nowego. Marzy mi się na pewno nierafinowany rzepakowy, czysty sojowy (zarówno rafinowany jak i nie-) oraz mieszanki od Anwen. Ale z tego, co na moich włosach robi olej rzepakowy jestem zadowolona na tyle, że przez zdecydowaną większość czasu jest on jedynym włosowym olejem w moim posiadaniu.



Moja ulubiona odżywka do mycia włosów



Już Wy wiecie jaka. O tym jak wielką miłością pałam do Kallosa Keratin pisałam na blogu milion razy. Generalnie Keratin, Algae i Banana to jedyne opcje do jakich wróciłam – a testowałam ich kilkanaście! Do mycia oraz jako maski do zwykłego odżywiania włosów każda z nich sprawdza mi się właściwie równie dobrze. Kallos Keratin ma tę przewagę, że dzięki proteinom keratyny mogę z powodzeniem stosować go w metodzie wcierania i następnego dnia cieszyć się jędrnym, podbitym skrętem.

Zazwyczaj i tak mam w zasobach jakąś inną, bogatszą proteinową maskę, więc nie zawsze wybieram tę wersję Kallosa: Algae i Banana też są u mnie super, a dodatkowo czasem mam ochotę spróbować nieznanej mi dotąd wersji. Ale do tej maski wracam od lat i będę wracać zapewne tak długo jak będzie w produkcji.

Mój ulubiony szampon łagodny



Ta kategoria to taka kropelka dziegciu w beczce miodu. Ogólnie mogę powiedzieć, że na mojej skórze głowy w miarę dobrze sprawdza się prawie każdy łagodny szampon i już. Natomiast efekt „wow” miałam wyłącznie po produktach, których z różnych powodów nie kupuję: wycofanym już szamponie Babydream ułatwiającego rozczesywanie oraz nieco zbyt drogich dla mnie szamponach Sylveco (pszeniczno-owsianym) i Vianek (nawilżającym).

Aktualnie kończę kupiony całkowicie spontanicznie i przypadkowo szampon Schauma dla małych księżniczek ;) Ale czeka już na mnie w domu zamówiony pod wpływem Anwen szampon Fitokosmetik z niebieską glinką. Dam Wam później znać jak się sprawdzi :)

A Wy jakie łagodne szampony polecacie? W razie czego, wspomniane szampony możecie kupić z mojego linku afiliacyjnego: Sylveco tutaj!, Vianek tutaj!, a Fitokosmetik tutaj! Z góry dziękuję ♥

Mój ulubiony szampon oczyszczający



Regularne stosowanie stylizatorów takich jak żel do włosów w połączeniu z bardzo łagodną metodą mycia włosów jaką jest OMO czy OOMO stwarza ryzyko nabudowania się substancji filmotwórczych na włosach, więc regularnie (raz na dwa-trzy tygodnie) myję je całe mocno oczyszczającym szamponem.

Przerobiłam ich mnóstwo, niektóre były naprawdę zacne (ciekawe, czy mocznikowa Isana jest dalej w produkcji), ale tylko jeden zapewnił mi efekty tak niesamowite, że doczekał się własnej recenzji na blogu. Był to szampon Natur Vital Hair Loss w wersji „for greasy hair” - poza nią są jeszcze trzy, z których dwie miałam i się zawiodłam. Wersji przeciwłupieżowej nie testowałam, więc się nie wypowiem.

Wszystko co musicie wiedzieć na temat tego szamponu znajdziecie w tamtej recenzji, a ja wciąż podpisuję się pod każdym słowem. Jedyny inny zdzierak z jakim mogłabym go „zdradzić” byłby miętowy szampon od Anwen.



Mój ulubiony zestaw masek/odżywek



Metodą prób i błędów ustaliłam, że mój idealny zestaw do odżywiania włosów po myciu to: maska z dużą ilością protein (w moim przypadku keratyny), maska emolientowa i odżywka nawilżająca, a optymalnie jeszcze jakaś odżywka typu PEH: czyli z mieszanką wszystkich trzech grup składników :)


Idealnej odżywki PEH jeszcze nie znalazłam (najbliżej jest tutaj masce Ziaja Kozie Mleko), ale jeśli chodzi o pozostałych ulubieńców, to już właściwie nie widzę sensu żeby szukać dalej.

Ulubiona maska proteinowa: Dr. Sante Argan Hair
Ulubiona maska emolientowa: Anwen, Maska do włosów wysokoporowatych (a na drugim miejscu Biovax Naturalne Oleje)
Ulubiona odżywka humektantowa: Isana Professional, Oil Care Spulung



Pisałam już na blogu o masce Anwen i o jej tańszej nagrodzie pocieszenia dla mnie czyli olejowym Biovaxie również, a z kolei wywody na temat dziwnego moim zdaniem marketingu odżywki Isana zamieściłam dawno temu na fanpage'u. Maska Dr. Sante osobnego wpisu się nie doczekała, ale jest to po prostu produkt dla mnie i-de-al-ny. Jeśli macie typ włosa podobny do mojego, to polecam zajrzeć do Super Pharm, czyli miejsca gdzie kupimy stacjonarnie małe opakowanie. Ja staram się jednak celować w te litrowe, ale te już zamawiam na stronach aptek jeśli tylko uda mi się zgrać je z jeszcze choćby kilkoma innymi produktami.

Jeśli planowałyście spróbować tych masek, to możecie kupić je z mojego linku afiliacyjnego: Anwen do wysokoporowatych tutaj!, saszetka Anwen 10 ml tutaj!, a Biovax Naturalne Oleje tutaj! Z góry dziękuję ♥



Moja ulubiona odżywka bez spłukiwania



Lata temu, u progu włosomaniactwa dowiedziałam się, że dla kręconych włosów idealną stylizację zapewnia zestaw dwóch kroków: odżywka bez spłukiwania (tak zwana b/s, be-eska, leave-in) i po niej żel do włosów.

Prawie od razu raczej z przypadku kupiłam odżywkę Ziaja Intensywne Nawilżanie. W tamtych czasach była to jedyna powszechnie dostępna seria odżywek b/s, a ja sama nie byłam na tyle odważna/kreatywna by spróbować z odżywkami bez hasła  „bez spłukiwania” na etykiecie. Ale ten produkt naprawdę bardzo, bardzo polubiłam!

Po tej Ziai przetestowałam szereg innych: niebieską Codzienną Pielęgnację, malinową Intensywny Kolor czy fioletową Intensywne Wygładzanie, ale żadna nie sprawdziła się u mnie tak super jak pomarańczowa wersja nawilżająca. Podobnie jak z olejami nie wykluczam tego, że jeszcze parę innych (ziajowych i nie tylko) kiedyś w przyszłości popróbuję, ale ogólnie nie nastawiam się na to, że jakaś nagle ją przebije :)

Jedyny kosmetyk, który faktycznie wpadł mi w oko i z jakim wiążę nadzieje to nowość Biovax: odżywki w piance Biovax Glamour. Z tej serii masek miałam Gold i była bossska, więc pewnie na tę piankę zasadzę się najpierw, ale z całą pewnością będzie to nieprędko - obecne opakowanie Ziai mam dosyć świeże. Ale jeśli któraś z Was te pianki zna to KONIECZNIE opiszcie wrażenia!

Mój ulubiony żel do włosów




Ogólnie uważam, że doskonałe żele do włosów robi Balea w swojej linii dla mężczyzn. Od dawna używam właściwie tylko ich: od najłagodniejszej wersji Power Flex, przez mocniejszą Ultra Flex aż po obecnie stosowaną Ultra Strong. Wszystkie te warianty są pozbawione alkoholu oraz (co ciekawe) zawierają dość dużo składników nawilżających. Obecnie poza nimi w ofercie jest już tylko jeden żel, który chciałabym przetestować - wersja Invisible.

Jedyny problem jaki z nimi mam to dostępność... Oczywiście, taki żel wystarcza mi gdzieś na rok, więc teoretycznie skombinowanie go nie powinno być aż tak upierdliwe (a w ostateczności można kupić pięć opakowań i mieć je na zapas), ale jednak miło byłoby mieć jakąś alternatywę.

Dlatego ostatnio zamówiłam wreszcie wychwalany na blogach Cienistość i Curly Madeleine żel rokitnikowy od Natura Siberica. Ani razu jeszcze go nie użyłam, bo zamówienie z Triny przyszło do mnie już po wyjeździe ;D Ale skład jest cudny, więc mam WIELKIE nadzieje!

Jakby co, to roktinikowy żel utrwalający Natura Siberica kupicie na przykład  tutaj!, a w ofercie jest też ciekawy żel do formowania loków - o taki! Z góry dziękuję ♥

Idealne zabezpieczenie końcówek




Moje włosy przekroczyły w końcu długość do ramion, co oznacza jedno: mogę powrócić do ulubionej metody zabezpieczania końcówek. Najpierw wcieram w nie kroplę oleju (idealnie lekkiego, z jakichś pestek owocowych, ale sprawdza się każdy łącznie z moim ukochanym rzepakiem), a potem kroplę opartego o silikony serum.

Obecnie mam Olejek z czarnuszki Bioelixire, który oczywiście olejkiem jest tylko z nazwy ;D Ale kupiłam go z pełną tego świadomością, więc nie obrażam się o to.

A co z innymi ulubieńcami? - zapytacie


Innych ulubieńców (do reanimacji skrętu, peelingi do skóry głowy, wcierki, mgiełkę przeciwsłoneczną, płukanki...) wraz z moim ukochanym półproduktem opisałam w podsumowaniu dwóch lat zapuszczania włosów, więc nie będę się powtarzać ;) Zresztą, nie o tym jest ten wpis: nie przerobiłam zbyt wielu kosmetyków z tych kategorii, więc nie jest to nic dziwnego, że dalej nie będę ich testować jak szalona ;)

Co do odżywek, masek, szamponów... Fakt, nigdy nie przekroczyłam jakiejś krytycznej ilości wysypujących się z szafek opakowań, ale jednak sporo czasu zajęło mi zidentyfikowanie składników i formuł, które się na moich włosach sprawdzają (lub nie). Teraz jestem w tym nieprawdopodobnie komfortowym miejscu, że – jak widać powyżej – udało mi się skompletować już prawie cały zestaw niezawodnych ulubieńców, a nowych produktów szuka mi się stosunkowo łatwo. Nie planuję więc szalonego kolekcjonowania buteleczek, tylko powolne zużywanie opakowania za opakowaniem tak długo, aż znajdę coś co mnie zachwyci!


***


Czy w związku z tym mogę jeszcze nazywać się włosomaniaczką? Oceńcie same!
Wierzcie mi, nie obrażę się, jeśli według Was nie - a umieram z ciekawości :)

Ściskam!

Ania

16 komentarzy:

  1. Fajnie napisane :). Aż sama się zastanowiłam, kiedy tak bardziej świadomie zaczęłam podchodzić do pielęgnacji, w sumie nie tylko włosów, ale tak ogólnie i było mniej więcej w tym samym okresie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. moim zdaniem wciaz mozesz - przeciez dbasz o wlosy i jesli taka pielegnacja im sluzy to czego chciec wiecej? :) ja musze w koncu trafic na odzywke bez splukiwania, ale niestety spraye odpadaja, bo zawsze dostaje od nich alergii. Mysle o oleokremie.. :D Z twoich hitow znam oczywiscie kallosy (a keratin byl mmoim pierwszym<3) i uwielbiam te odzywke z isany!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleokremy są świetne, ale u mnie jako serum silikonowe na końcówki, bo są oparte właśnie o silikony.

      Usuń
  3. Ja w temacie włosów się nie wypowiadam, bo jakoś nigdy mnie nie pasjonowały. Kiedy miałam trychologię na studiach sprawdziłam dokładnie wszystkie produkty profesjonalno-trychologiczne i powiem szczerze, że totalnie negatywnie mnie zniechęciły. W składach nic szczególnego, co wyróżniałoby je od tych dostępnych dla każdego.
    Maskę Kallos sama stosuję i bardzo lubię ale korzystam także z produktów z https://maanu.pl/ bo mają czasem naprawdę fajne perełki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podchodziłam do włosomaniactwa, ale nie wytrwałam w tym.. pielęgnacja włosów jest zupełnie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że możesz :) Dbasz o włosy i masz pełną świadomość ich potrzeb :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana pamiętaj o odzywce Eva Simple, tak jak Ci mówiłam warto ją wypróbować :). Krem BB dla mnie za jasny ale spodziewałam się tego, ogółem po tylu latach używania wyłącznie sypkich formuł nie potrafię już nałożyć płynnego/kremowego fluidu ;0

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok, teraz już wiem że nic nie wiem o pielęgnacji włosów XD Mogę tylko napisać, że moje też lubię odżywkę Oil Repair z Isany i jestem jej wierna od dłuższego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubie szampony Anthylis

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o odżywkę bez spłukiwania, to w moim przypadku od ziaji okazała się lepsza mieszanka hegrona bs z olejem lnianym proporcje trzeba sobie wyczuć, ja zwykle stosuję 3:1. Sam hegron był beznadziejny ale po podrasowaniu to mój hit od conajmniej 5 lat. No i cena bardzo niska bo butelka starcza na ponad rok. A moje włosy są bardzo problematyczne wysoko porowate z głowy rosną niektóre gorsze niż to co na końcach, lekko kręcone ale zależy od dnia. Chyba coś z hormonami choć badania nic nie wykazują :-( A udawany olejek z czarnuszką i isanę też uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sto lat temu próbowałam używać tych odżywek, bodajże do mycia, ale tu się totalnie nie spisały... Teraz mnie bardzo zainteresowałaś!

      Usuń
  10. jeśli chodzi o olej rzepakowy, to w Lidlu jest tłoczony na zimno (po smaku, kolorze i tak dalej wydaje mi się, że nie jest rafinowany), może warto spróbować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to poszukam! Mam nadzieję, że to nie była jakaś limitka :)

      Usuń
  11. Biorąc pod uwagę mój minimalizm to zastanawiam się czy nadal powinnam nazywać się Hair Witch Project xD
    A oleju rzepakowego nie używałam od dawna...dobrze, że mi o nim przypomniałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Z szamponów najbardziej polubiłam Biolaven, jakbym miała jakiś teraz kupować to chyba ten (ale za szybko nie kupię, taki mam zapas xD). A z oczyszczających to mam w planach zakup tego miętowego od Anwen :D
    Maska PEH Anwen do średnioporowatych, emolientowa to nie wiem, chyba mi wszystko jedno, nawilżająca to aloesowa Naturvital, a proteinowej typowo nie używam - jak potrzebuję protein to raz na jakiś czas spłukuję włosy piwem i to wystarczy, ewentualnie dodaję hydrolizowanej keratyny.
    Ja to w ogóle albo byłam włosomaniaczką od samego początku albo nigdy. Cały zestaw różnych kosmetyków do włosów miałam zawsze, choć wcześniej używałam ich raczej intuicyjnie, bez analizy składu, a jednym z najważniejszych aspektów był zapach :P Ale przez to nie miałam żadnej rewolucji w pielęgnacji. I nie szukam jakiegoś super ulubieńca, wystarczy mi jak jest coś po prostu dobre.
    Jak dla mnie jesteś super włosomaniaczką - jak ktoś układa naturalne loki, nakłada oleje itp. to musi być włosomaniaczką :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie w dawnych czasach (z takim subtelnym, ale średnio fajnym poczuciem wyższości) patrzyłam na koleżanki, które miały 5 szamponów, 10 odżywek, a do tego milion psikaczy, ser itd... Sama kupowałam zestaw 1+1 (też że względu na zapach - kokosowa Schauma forever!) i nowe opakowania kupowałam dopiero pod koniec poprzednich...

      Usuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger