Zastanawiałam się czy moich postępów w zapuszczaniu nie publikować rzadziej – przykładowo co pół roku. Ale jednak w takim odcinku czasu kończę, kupuję i zaczynam tyle kosmetyków, metod i różnych trików, że te posty miałyby pewnie z pięć stron długości ;) Zapraszam więc na kolejne, piąte już podsumowanie z kolejnych trzech miesięcy zapuszczania włosów. Od stycznia zeszłego roku naprawdę się zmieniły :)
Tradycyjnie będę posługiwała się
formułą wzorowaną na moim -> kompendium zapuszczania włosów,
więc jeśli jeszcze go nie znasz – zajrzyj koniecznie :) Inne
wpisy (kwartalniki i nie tylko) znajdziesz klikając w kolumnie po
prawej tag „zapuszczanie włosów”.
Fryzjer i fryzura
Włosy podcięłam na samym początku
zapuszczania (w styczniu 2016 roku) i potem po raz kolejny po niecałych ośmiu miesiącach
(we wrześniu). W styczniu zaczęły się już gorzej układać, ale mimo moich usilnych prób nie udało się zgrać moich wizyt w
rodzinnym mieście z wolnymi terminami u ulubionej fryzjerki :D No
ale wreszcie, WRESZCIE się udało! Tutaj przypomnę, że moje końcówki sporo przeszły:
nie tylko dziewięć miesięcy bez podcinania, ale i trudny okres
przejściowy w którym długość w okolicach ramion oznacza wysokie ryzyko ciągłego mechanicznego uszkadzania końcówek: przycinania
ich torebką, oparciem krzesła, suwakiem kurtki...
Moim rozwiązaniem na to było częstsze
niż zwykle wiązanie włosów – myślę, że nawet minimalnie
częściej nosiłam je spięte niż rozpuszczone, co jest dla mnie
bardzo nietypowe ;) Najczęściej wybierałam klasyczny kucyk z
przezroczystą sprężynką Invisibobble, ale starałam się mój arsenał
fryzur poszerzać jak tylko się da. Może zainteresowałby Was tekst
o moich ulubionych szybkich fryzurach nieuszkadzających włosów? :)
W każdym razie, pomimo wszystkich przeciwności losu na moim podcięciu poszło tylko niecałe 1,5 cm! Wydaje mi się, że to idealne potwierdzenie tego jak dobrze sprawdza się u mnie spinanie włosów, uważanie na końcówki i zabezpieczanie ich za pomocą serum Biosilk Maracuja Oil. A skoro włosy podcięte,
fryzura odświeżona i taktyka na najbliższe miesiące obrana, to następne podcinanie planuję za kolejny
kwartał albo dwa – w zależności od tego jak włosy zniosą
wakacyjne wojaże oraz ciąg dalszy maltretowania końcówek ;)
Nie wiem czy to widać, ale do końca pozbyłam się już cieniowania, a włosy obcięte są w lekkie U - dokładnie tak jak lubię :) |
Suplementacja
Tutaj bez niespodzianek. Cały czas
łykam zestaw antyoksydantów Olimp Anti-Ox
Power Blend, a witaminę D odstawiłam już ze dwa miesiące temu.
Teraz ze względu na mnóstwo wydatków związanych z wyjazdem
zastąpię antyoksydanty czymś tańszym – pewnie jakąś mieszanką
witamin A i E z apteki. Ale z całą pewnością jesienią wrócę do
ulubionego suplementu, bo takiego składu to ze świecą szukać.
Oczywiście podstawę mojego
zapuszczania w dalszym ciągu stanowiła zdrowa dieta, w tym łyżka siemienia lnianego oraz orzechy brazylijskie w
codziennej owsiance :)
Wcierki
Mleczko wzmacniające przeciw wypadaniu
włosów z nowej linii Vis Plantis pod nazwą Basil Element. Ta
wcierka jest tak świetna w użytkowaniu, że aż samą siebie
zaskoczyłam w kwestii częstotliwości stosowania jej. Nie wydaje mi
się, żeby wpływała w jakikolwiek sposób na przykład na
wypadanie włosów, ale chyba trochę przyspiesza ich wzrost. Testy z
mierzeniem wykonam dopiero jesienią.
Wcierka nie jest zbyt wydajna, więc na
wakacjach pewnie łatwo ją zdenkuję, a nowe opakowanie kupię po
powrocie do Polski i potem dam Wam znać dokładnie co o niej myślę
:)
Skóra głowy
Co zostało bez zmian: mój ulubiony
scrub
rokitnikowy Natura Siberica, bardzo fajny łagodny szampon z
Ziaji (olejki ylang-ylang i paczuli w odżywce myjącej do włosów)
oraz totalna rezygnacja z masaży skóry głowy, skoro bardziej mi
przeszkadzały niż pomagały, o czym pisałam w -> ostatnim Włosowym Kwartalniku.
Co się zmieniło: intensywnie denkowałam mocne
szampony (-> szampon Natur Vital Hair Loss for greasy hair oraz
Biovax Opuntia Oil & Mango już mi się skończyły, jadę z
kolejnymi) używając ich już w tej chwili tylko raz na dwa
tygodnie.
Zdrowie!
Jak zawsze, podkreślam: nie ma
zdrowych i szybko rosnących włosów bez dbania o siebie.
W okresie wakacyjnym moje podejście do
dbania o zdrowie odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni: z jednej
strony wreszcie się wysypiam i mam o wiele mniej stresów, ale z
drugiej – z dala od klubu fitness ciężko mi utrzymać nawyk
regularnej aktywności fizycznej. Włosy tego pewnie jeszcze nie
odczuły, ale ja już pomału zaczynam, więc chciałabym teraz
zmotywować się chociaż do jakiegoś biegania. Zobaczymy jak to
wyjdzie ;)
W kwestii pielęgnacji cieszę się
obecnym stanem zminimalizowania zapasów i powolnego zużywania tego,
co mam z prawdziwą przyjemnością. Włosy myję ciągle Kallosem
Algae, a odżywiam resztkami anwenówki do wysokoporowatych, Dr.
Sante z arganem i keratyną oraz Ziają Kozie Mleko. Wstępnie użyłam
też parę razy maski Biovax Opuntia Oil & Mango, ale jednak ten
zestaw olei puszy mi loki, więc oddam ją niskoporowatej
przyjaciółce ;) Jak widać, nie mam w tym zestawie żadnej odżywki.
Oczywiście staram się też olejować
włosy (myślę, że uśredniając wyszłoby mi tak co drugie mycie
lub ciut rzadziej) i BARDZO sumiennie zabezpieczam końcówki. Od
czasu podcięcia wróciłam do ulubionej metody weegirl (klik!), której
używałam przez cały okres noszenia długich włosów i z której
byłam ekstremalnie zadowolona. Przy krótkich włosach obawiałabym
się obciążenia końcówek tym trikiem, ale od teraz powinna być
dla mnie wręcz stworzona :)
Na wakacje zabrałam ze sobą aloesowy
szampon Equilibra, płyn do mycia Facelle i serum na
końcówki Biosilk Maracuja Oil, a do odżywiania tyle Kallosa Algae
i maski Dr. Sante ile miałam, a do tego pełne opakowanie Ziai Kozie
Mleko. Nie jestem pewna czy mi to
wystarczy, ale w razie czego poratuję się jakąś odżywką Nivea z
tutejszego Super Pharmu albo pouprawiam w Izraelu trochę -> Kosmetoturystyki ;)
Tu chciałam napisać czy macie dla
mnie jakieś dobre rady, ale w sumie to przez najbliższe dwa
miesiące nie mam zbyt wielkiego pola do popisu :P Efekty zobaczycie
już za parę miesięcy.
Miłego pobytu w Izraelu!!!
OdpowiedzUsuńMilego pobytu :)
OdpowiedzUsuńChetnie poczytam o ulubionych fryzurach:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby twoje włosy nie ucierpiały za mocno na wakacjach :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje wpisy <3 Udanego wyjazdu! :)
OdpowiedzUsuńUdanego wyjazdu :D Z punktu widzenia zalatanego czytelnika, jestem za częstszymi i krótszymi wpisami :P
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie i zdrowo włosiska się prezentują :) Podoba mi się Twoje zdrowe podejście do ich pielęgnacji :) Na te antyoksydanty może też się kiedyś skuszę, ale na razie plan suplementacji jest inny ;)
OdpowiedzUsuńMasz o tym jakiś tekst u siebie? Szukałam, ale nie znalazłam :<
UsuńSuper! Podziwiam za determinację, mnie tzw. "okres przejściowy" doprowadza do nieopisanej wręcz irytacji i za każdym razem, gdy włosy zaczynają sięgać poza długość ramion, skracam je o kilka centymetrów, stąd też od około dwóch lat nie udało mi się ich zapuścić. :)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Kallosa Algae, to jest jedną z niewielu masek tej firmy, których dotychczas jeszcze nie używałam, choćby np. Banana, bo gdyby nawet miał zdziałać cuda, odstrasza mnie zapachem. Do mycia u mnie tylko Kallos Color, chyba przez brak silikonów, ale pozwala mi myć włosy co dwa dni, a jest to sukces ogromny - niemal całe życie robiłam to codziennie. Oczywiście skóra głowy nie przestawiła się wraz z pierwszym użyciem, ale po kilku tygodniach byłam silnie usatysfakcjonowana. :P
Mam do Ciebie Aniu pewną prośbę, chodzi o nieco inną partię mojej sfrustrowanej głowy, a mianowicie twarz. Jestem na dobrej drodze do doprowadzenia jej do porządku, jakkolwiek by to nie brzmiało, brakuje mi jednak delikatnego myjadła do stosowania rano. Aktualnie używany micel nie do końca mnie satysfakcjonuje w tej kwestii, choć ogólnie jest stworzony dla mnie (różany Evree), sam tonik sobie nie radzi, bo rano moja skóra jest jak posmarowana wazeliną. :P Sama woda to tym bardziej zbyt mało. Co drugi dzień wieczorem stosuję żel myjący Ziai, po codziennym stosowaniu skóra nieco protestuje, na rano jest on zbyt silny. Dodam, że mam dość dużą skłonność do niedoskonałości. ;) Byłabym niesłychanie wdzięczna za polecenie czegoś delikatnego, co jednocześnie oczyści skórę twarzy po nocy. :)
A widziałaś ten tekst u mnie? :)
Usuńhttp://www.kosmeologika.pl/2015/04/najdelikatniejsze-najtansze-najlepsze.html
To są produkty, które kochałam dwa lata temu i których używam do teraz w kółko :)
Nie widziałam, serdecznie dziękuję za link! :)
UsuńAnida wygląda dobrze, właśnie takiego delikatnego produktu szukam, choć skład żelu Fitomed również do mnie przemawia. No cóż, czeka mnie testowanie! :)
Powiem szczerze, że od pewnego czasu biedronkowe półki z kosmetykami przeglądam za każdym razem, gdy odwiedzam ten sklep, a żaden z dwóch produktów Bebeauty nigdy nie rzucił mi się w oczy, chociaż myjadła szukam od dobrych kilku miesięcy i zwracam uwagę i na tego typu produkty. Czy sama kupujesz je w Biedronce regularnie? Wyglądają obiecująco, byłabym zawiedziona nie mogąc ich dorwać. :P Zielonogórskie Biedronki jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, więc może po prostu nie ma już tych produktów w asortymencie? W każdym razie poszukam uważnie. Bardzo dziękuję za ten post! Dobrze, że jesteś. :)
Powiem tak: od kilku lat te właśnie z Biedronki są u mnie przez 70% czasu :) 20% to u mnie Anida (bo w "mojej" aptece jest często wykupiona, a w "mojej" Biedrze któryś z tych dwóch żeli mam ZAWSZE), a tak z 10% to Babydream lub Fitomed. Z całej piątki te dwa są "najmocniejsze", choć i tak bardzo łagodne. Ale oba BeBeauty i Anida dosłownie otulają moją cerę, uwielbiam je!
UsuńGdybyś miała problemy ze zdobyciem czegoś z powyższych to mogę dorzucić jeszcze Cetaphil do mycia i Physiogel. Ja ich nie używam, ale zbierają mnóstwo pochlebnych opinii :)