Sześć miesięcy temu ogłosiłam Wam,
że zapuszczam długie włosy. Przez ten czas na blogu ukazało się
ładnych parę wpisów poświęconych temu tematowi, a najważniejsze
z nich to:
Minęły kolejne trzy miesiące, więc
wpadam do Was z kolejnym raportem: tym razem półrocznym :)
Po pierwsze: fryzjer i fryzura
Jak pisałam ostatnio, swoje
zapuszczanie zaczęłam od małego cięcia. Ogólnie rzecz biorąc
bardzo pilnuję tego, by co trzy miesiące podciąć włosy o
centymetr, ale na ten moment postanowiłam zawiesić ten nawyk
przynajmniej do czasu kolejnej aktualizacji.
Przyczyn jest kilka, z których
najważniejsza jest taka, że włosy wyglądają akceptowalnie! Po drugie,
znalazłam sobie pracę na wakacje i zdecydowanie wolę do niej
chodzić w elegantszych upięciach (które są o wiele łatwiejsze z każdym dodatkowym centymetrem długości) niż moim naturalnym bałaganie na
głowie ;) Po trzecie, w czasie wakacji skłonna jestem przeczekać
ten moment gorszego układania się włosów, a po wrześniowym
podcięciu wrócę na uczelnię z odświeżoną fryzurą :)
Po drugie: suplementacja
Zgodnie z zapowiedzią, wzięłam się
za
picie skrzypu polnego. Zapału wystarczyło mi na pierwszy
miesiąc, po którym to okazało się, że uzupełnienie zapasów o
ziele w formie sypanej (a nie w torebkach) to jakieś
impossibru -.-
Po kilku próbach kupienia go zniechęciłam się, w końcu raz mi
się udało dostać, potem znowu był problem... więc szacuję, że
z dużą nieregularnością odbyłam może połowę kuracji. Do
powtórzenia w przyszłości.
Aha! Od około dwóch miesięcy dość
skrupulatnie pilnuję, by zjeść łyżkę siemienia lnianego
dziennie. A to też ważny element włosowej diety :)
Po trzecie: wcierki
Pamiętacie jak w poprzednim
podsumowaniu pisałam, że moja skóra głowy zaczyna marudzić na
wcierkę Balea Men? Napisałam to chyba w złą godzinę, bo zaraz
potem skalp przesuszył się tak okropnie, że wcierkę rzuciłam w
kąt i zajęłam się ratowaniem sytuacji. Z pomocą przyszedł mi
Jantar, który w przeszłości nie sprawdził się jako wcierka
hamująca wypadanie czy przyspieszająca porost, ale teraz okazał
się nawilżającym kompresem, przy którym aloes czy siemię mogą
się schować: niekoniecznie tylko ze względu na działanie, ale też
na łatwość stosowania.
Jantar pięknie ukoił skórę mojej
głowy i aktualnie dalej stosuję go co drugi dzień sporadycznie (co
3-4 mycia) zastępując go wcierką Balea, której resztkę
chciałabym jednak zużyć.
Po czwarte: skóra głowy
Szampony Equilibra dalej uwielbiam, ale
ostatnio wpadły mi w ręce dwa cuda zupełnie innego rodzaju.
Szampon Biolaven oraz nawilżający szampon Vianek do włosów
suchych i normalnych to ulubione produkty mojej mamy, więc spędzając
wakacje w domu rodzinnym bardzo często z nich korzystam :) Na razie
powiem króciutko, że Biolaven jest dla mnie wręcz odrobinkę zbyt
łagodny, ale poza tym jest bardzo fajny, a Vianek to już w ogóle
cudo.
Ze względu na ciągłe używanie żelu
do włosów (a od jakiegoś czasu nowego, nieco mocniejszego niż
dotychczasowy) regularne dokładne oczyszczanie ich jest dla mnie
bardzo ważne. Tu stosuję szampon pokrzywowy
Herbal Care, który
dostałam na kwietniowym spotkaniu blogerek, o którym wspominałam
tutaj (klik!).
Masaże najpierw z powodu sesji, a
potem z powodu przeprowadzki i remontu zostały parę tygodni temu
zaniechane. Jednak zdecydowanie przez większość ostatniego
kwartału wykonywałam je sumiennie i lada dzień zamierzam do tego
wrócić!
Po piąte: zdrowie ciała i włosów
Mniej-więcej od 10.06 do połowy lipca
odpuściłam sobie ćwiczenia, co niestety bardzo widać, bo jedzenia
w tym czasie bynajmniej nie ograniczałam :P Ale w miarę możliwości
ćwiczę obecnie co drugi dzień, a dodatkowo mam niezły wycisk w
pracy i... sporo spaceruję grając w Pokemon Go (a jakże! :D). W
diecie wprowadziłam jedną jedyną zmianę: po latach prób
przekonałam się do jedzenia owsianki i teraz wcinam ją praktycznie
codziennie. Myślę, że wyjdzie mi to tylko na zdrowie, podobnie jak
wysypianie się – najważniejsza zaleta wakacji! ^^
 |
Od lewej: zdjęcie sprzed pół roku, po trzech miesiącach zapuszczania i z wczoraj ;) |
Okej, pogadajmy o efektach. Ja widzę
je na pewno, ale mam wątpliwości czy na zdjęciach widać ile urosły... No i oczywiście bardzo czekam na to, aż urosną
na tyle, bym mogła wrócić do normalnego mierzenia ich i
olejowania, którego bardzo mi już brakuje. Radzę sobie z tym za pomocą bogatych, emolientowych masek i wzbogacania innych z nich olejami, ale jednak OOMO to zawsze była metoda idealnie dla mnie stworzona. Mam nadzieję, że w następnej aktualizacji (zapewne w październiku) będę mogła Wam napisać, że już do niej wróciłam :)
Sporo moich zdjęć (a okazjonalnie też i jakiś filmik :P) publikuję na
Instagramie, więc jeśli chcecie zobaczyć coś więcej to dodajcie mnie! @b.anna.maria - zapraszam :)
Co sądzicie? Czy Waszym zdaniem widać
jakąkolwiek zmianę?
EDYCJA: Wpadło mi do głowy, że idealną ilustracją do tego podsumowania będą zdjęcia z moich włosowych eksperymentów. Dobrze widać na nich kondycję włosów i dają niejakie pojęcie na temat ich obecnej długości.