8/30/2017

Pielęgnacja Lumene: recenzja zbiorcza.



Podczas festiwalu dla blogerów See Bloggers wpadły mi w ręce trzy całkiem duże miniaturki produktów marki Lumene. By mieć możliwość nawiązania współpracy z marką należało napisać o nich w ciągu niecałych trzech tygodni od końca konferencji, co dla mnie było kompletnie bez sensu. Wolałam odczekać, przetestować je porządnie i napisać dla Was coś, co już prawie można by nazwać kompletną recenzją. „Prawie”, bo nie mogłam ich po swojemu przetestować w naturalnych dla mnie warunkach: zaraz po See Bloggers wyjechałam za granicę i cały czas tu odpoczywam, bez dostępu do większości moich codziennych kosmetyków i tak dalej. Tym niemniej mogę dla Was już coś napisać i chociaż jest dawno po deadlinie, to myślę, że warto, bo z każdego kosmetyku jestem po prostu zadowolona. 



Lumene, Overnight Bright Vitamin C Sleeping Cream


Zacznę od najfajniejszego moim zdaniem produktu, czyli rozświetlającego kremu z witaminą C na noc z linii Lumene Valo. Według producenta ma być to krem rozświetlający, a ponadto ma odżywiać, wspomagać odnowę komórkową i naturalne funkcje ochronne skóry. Jak wiecie, tego rodzaju mowę-trawę ignoruję absolutnie od zawsze, ale akurat rozświetlanie jest czymś, co da się w miarę zweryfikować. Zacznijmy od składu: 

AQUA (WATER), PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL, HYDROGENATED POLYDECENE, OLUS OIL (VEGETABLE OIL), GLYCERIN, CETEARYL ALCOHOL, LACTOCOCCUS FERMENT LYSATE, OCTYLDODECYL MYRISTATE, OLEYL ERUCATE, CETYL PALMITATE, GLYCERYL STEARATE, NIACINAMIDE, PEG-100 STEARATE, RUBUS CHAMAEMORUS (CLOUDBERRY) SEED OIL, RUBUS CHAMAEMORUS (CLOUDBERRY) SEED EXTRACT, PHENOXYETHANOL, HYDROGENATED OLIVE OIL, CETEARYL GLUCOSIDE, PROPYLHEPTYL CAPRYLATE, TOCOPHERYL ACETATE, OLEA EUROPAEA (OLIVE) FRUIT OIL, PROPANEDIOL, HIPPOPHAE RHAMNOIDES (SEA BUCKTHORN) OIL, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, ETHYLHEXYLGLYCERIN, ALLANTOIN, OLEA EUROPAEA (OLIVE) OIL UNSAPONIFIABLES, LECITHIN, TOCOPHEROL, PEG-8, XANTHAN GUM, CAPRYLYL GLYCOL, MAGNESIUM ASCORBYL PHOSPHATE, RETINYL PALMITATE, ALGAE EXTRACT, SODIUM HYALURONATE, LACTIC ACID, SODIUM HYDROXIDE, SODIUM BENZOATE, SODIUM CHLORIDE, ASCORBYL PALMITATE, POTASSIUM SORBATE, GLUCOSE, ASCORBIC ACID, CHONDRUS CRISPUS (CARRAGEENAN), CITRIC ACID, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, ROSMARINUS OFFICINALIS (ROSEMARY) LEAF EXTRACT, CHONDRUS CRISPUS (CARRAGEENAN) EXTRACT, LIMONENE, LINALOOL, CITRAL, PARFUM (FRAGRANCE).

Jak dla mnie: cudo, bo jest w nim wszystko co kocham. Naturalne emolienty, cały koktajl różnych humektantów, antyoksydacyjne ekstrakty i kilka ciekawych substancji czynnych jako wisienka na torcie.

Emolientową bazę stanowi tu olej ze słodkich migdałów, ale poza nim także olej z maliny moroszki, oliwy z oliwek, rokitnika i słonecznika, a także sporo prostych, skutecznych emolientów pod postacią alkoholi tłuszczowych. Nawilżają tutaj przede wszystkim gliceryna, cukry, lecytyna, witamina E, propanediol, glikol, algi i hialuronian. Antyoksydantów, witamin i minerałów dostarczają ekstrakt z maliny moroszki, rozmarynu i krasnorostu. No i gwóźdź programu: naprawdę spory pakiet substancji, które zbiorczo można nazwać rozjaśniającymi: wysoko niacynamid, dalej witamina C w trzech postaciach (stabilniejsze, choć nie jakoś szałowo aktywne formy MAP i Ascorbyl Palmitate oraz kwas askorbinowy) i kwas mlekowy. Jakby tego było mało, mamy tu też intrygujący ferment bakteryjny*, łagodzącą alantoinę i antyoksydacyjne witaminy A i E. Coś, co mogę napisać tu o każdym z opisywanych dziś produktów: wypełniaczy jest tu wyjątkowo mało, a dla wszystkich przeciwników oleju mineralnego, donorów formaldehydu czy parabenów mam dobre wieści – tego nie ma w tym kremie wcale. 

*Kliknijcie tutaj! by przeczytać świetny artykuł o probiotykach w kosmetykach.
Ja od dawna wspominam o ich działaniu antyalergicznym, ale okazuje się, że może być ono wskazane w walce na przykład z trądzikiem różowatym (rosacea) czy starzeniem się skóry.
Dla mnie temat czekający na zgłębienie, ale już teraz warto wiedzieć!


Oczywiście bez znajomości stężeń i przede wszystkim wypróbowania go na własnej cerze nie mogłabym zachwycać się tym kremem w pełni, ale próbka 15 ml to naprawdę sporo. Także dlatego, że konsystencja Overnight Bright Vitamin C Sleeping Cream jest gęsta, odżywcza, otulająca, ale przy tym nietłusta. Dużym minusem jest dla mnie zapach, który w zamyśle miał być chyba świeży i cytrusowy, ale kompletnie nie trafia w moje gusta – a jest dość mocny mimo naprawdę małej ilości kompozycji zapachowej („Parfum” jest na ostatnim miejscu, a jego potencjalnie alergizujących składników mamy tu tylko trzy sztuki). 



Działanie jest dokładnie takie, jakie bym sobie wyobrażała patrząc na skład i konsystencję. Zacznę od najważniejszego: bardzo wyraźnie zaobserwowałam u siebie działanie rozświetlające, na które składa się dla mnie rozjaśnianie przebarwień, wyrównanie kolorytu i ogólna gładkość; równość cery dająca efekt bijącego od niej blasku. Cera jest mięciutka, gładka, odżywiona, nawet po tym gdy w polowych warunkach musiałam umyć ją zwykłym mydłem do rąk w płynie (nie pytajcie...). 

Nie jest to krem z silnej artylerii przeciwstarzeniowej: nie zawiera retinolu czy peptydów. Ale dostarczając je w innych produktach (kosmetykach na dzień albo w serum przed kremem chociażby) wszystko mogłoby się nam tu pięknie spiąć w całość, zwłaszcza u posiadaczek cery suchej, wrażliwej, „zmęczonej”, a nawet mieszanej przy regularnym stosowaniu → mikrozłuszczania choćby przy pomocy → toniku z kwasami PHA. Jest to taki typ produktu, który od teraz będę pewnie nie raz polecać jako krem kojący, do stosowania na przykład między dniami z retinolem czy innym drażniącym składnikiem. Widzę dla niego dużo zastosowań i jestem nim naprawdę kompletnie oczarowana.


Lumene, Intense Hydration 24h Moisturizer


Produktem z innej linii (Lahde), a przez to o zupełnie odmiennym i, co tu dużo kryć, mniej spektakularnym działaniu jest krem Lumene, Intense Hydration 24h Moisturizer. Jego zadaniem mają być 24h głębokiego nawodnienia, natychmiastowe podniesienie poziomu nawilżenia, promienny i zdrowy wygląd cery. Jak poprzednio, część z tych obietnic to tradycyjnie nieweryfikowalne mumbo-jumbo, ale co jak co: to czy krem nawilża mogę w miarę prosto ocenić sama, więc nie są mi one do niczego potrzebne. Ale najpierw: słowo o składzie.

Skuteczność działania takiego kremu powinna wynikać z idealnego balansu humektantów wiążących wodę w skórze i emolientów, które zapewnią cerze okluzję: ochronę przed ucieczką tej wody na zewnątrz. Osobiście uważam, że ten punkt równowagi może leżeć nieco gdzie indziej dla każdej z nas w zależności od tego jaką mamy cerę, jak ułożona jest jej pielęgnacja i tak dalej. Mój idealny krem nawilżający może kompletnie nie sprawdzić się u mojej mamy, a mój koszmar może okazać się czyimś spełnieniem marzeń. Tak więc uważam, że skuteczność nawilżania kremu nie jest czymś co można ocenić na podstawie samego składu, ale parę wniosków można z niego wyciągnąć:

AQUA (WATER), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA BUTTER), GLYCERIN, HYDROGENATED POLYDECENE, BETULA ALBA (BIRCH) JUICE, BUTYLENE GLYCOL, ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, DIMETHICONE, PHENOXYETHANOL, AMMONIUM ACRYLOYLDIMETHYLTAURATE/ VP COPOLYMER, BETAINE, SACCHARIDE ISOMERATE, TOCOPHERYL ACETATE, UNDECANE, XYLITYLGLUCOSIDE, CETETH-20, CETYL ALCOHOL, GLYCERYL STEARATE, PEG-75 STEARATE, STEARETH-20, PROPANEDIOL, ANHYDROXYLITOL, TREHALOSE, TRIDECANE, UREA, XYLITOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, ALLANTOIN, PEG-8, PENTYLENE GLYCOL, SERINE, DISODIUM EDTA, TOCOPHEROL, CITRIC ACID, SODIUM CITRATE, ALGIN, CAPRYLYL GLYCOL, DISODIUM PHOSPHATE, GLYCERYL POLYACRYLATE, PULLULAN, SODIUM HYALURONATE, ASCORBYL PALMITATE, SODIUM HYDROXIDE, POTASSIUM PHOSPHATE, ASCORBIC ACID, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, LINALOOL, BENZYL SALICYLATE, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, LIMONENE, CITRONELLOL, PARFUM (FRAGRANCE).

Po pierwsze, humektanty. Gliceryna, trzy glikole, betaina, cukry, witamina E, propanediol, mocznik, seryna, pullulan i kwas hialuronowy, czyli naprawdę jeden wielki nawilżający koktajl dla naszej cery. Uwagę zwraca fakt, że wszelkiej maści sacharydów mamy tu aż pięć rodzajów, a obok betainy i mocznika są to moje absolutnie ulubione humektanty w pielęgnacji twarzy. 

Po drugie, okluzja, bo całe to wpompowane w skórę nawilżenie trzeba w niej zamknąć. I tu mamy przede wszystkim frakcję oleju kokosowego i masło shea, oczywiście w towarzystwie dodatkowych emolientów – w tym oleju słonecznikowego i jednego niekomedogennego silikonu.

Jako dodatkowe substancje czynne: sok z brzozy białej, matująca pochodna skrobi, łagodząca alantoina, witaminy E i C w dwóch postaciach. Łącznie 86% składników jest pochodzenia naturalnego, bez wspomnianych przeze mnie wcześniej parabenów, oleju mineralnego i donorów formaldehydu. 



Po bardzo, ale to bardzo wyczerpującą i profesjonalną analizę składu możecie zajrzeć na bloga → Racja pielęgnacja, gdzie cudowna chemiczka Magda rozkłada go na czynniki pierwsze. Ja powiem krótko: po samym składzie zdecydowanie widać duży nawilżający potencjał ze sporą dawką antyoksydantów. Jego leciutka konsystencja i zawartość skrobi czynią z niego świetny krem pod makijaż.

O ile działania antyoksydacyjnego nie mogę zweryfikować, o tyle w kwestii nawilżenia z całą pewnością mogę powiedzieć, że to bardzo skuteczny krem nawilżający. Czy najlepszy na świecie? Pewnie nie. Ale w kwestii nawilżania wiem, że mnóstwo zależy od utrafienia w ten idealny balans, który dodatkowo musi zgrać się z naszą cerą i innymi stosowanymi kosmetykami. Ze względu na cenę (ok. 80 zł / 50 ml) nie będzie pewnie pierwszym polecanym przeze mnie produktem do cery suchej, ale gdyby nie to, to działanie, skład i konsystencja zaprowadziłyby go na moje podium w kwestii efektywnego nawilżania. 


Lumene, Deep Clean Purifying Mask


Na deser zostawiłam sobie produkt nietypowy. Maseczka głęboko oczyszczająca pochodzi z serii detoksykującej (Sisu) i według opisu producenta usuwa zanieczyszczenia ze skóry oraz za sprawą złuszczających drobinek delikatnie złuszcza naskórek. Chroni skórę przed zanieczyszczeniami wynikającymi z życia w mieście. Pozostawia skórę gładką, świeżą i naturalnie promienną. Nie wiem jak Wy, ale ja widząc takie zdania jak to drugie to uśmiecham się pod nosem: fantazja ich autorów nie zna chyba granic ;) Ale faktem jest, że połączenie glinkowej maseczki z peelingiem bardzo mnie zaintrygowało. Nie mogłam doczekać się użycia jej, bo do Izraela zabrałam peeling enzymatyczny, ale mojej ściereczki z mikrofibry już nie i zastanawiałam się czy ten typ maseczki może mi ją tu niejako zastąpić. Zerknijmy więc do składu. 

AQUA (WATER), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, KAOLIN, CETEARYL ALCOHOL, GLYCERIN, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA BUTTER), POLYLACTIC ACID, CETYL ALCOHOL, PROPANEDIOL, CETEARYL GLUCOSIDE, PINUS SYLVESTRIS (PINE) BARK EXTRACT, ABIES PICEA (SPRUCE) EXTRACT, BIOSACCHARIDE GUM-4, PHENOXYETHANOL, VACCINIUM MYRTILLUS (BILBERRY) FRUIT EXTRACT, ETHYLHEXYLGLYCERIN, ALCOHOL, MICA, DIISOPROPYL ADIPATE, OXYCOCCUS PALUSTRIS (CRANBERRY) BERRY FIBRE, SACCHARUM OFFICINARUM (SUGAR CANE) EXTRACT, XANTHAN GUM, HYDROXYETHYLCELLULOSE, LECITHIN, SODIUM HYDROXIDE, VACCINIUM VITIS-IDAEA (LINGONBERRY) SEED OIL, ACRYLIC ACID/ACRYLAMIDOMETHYL PROPANE SULFONIC ACID COPOLYMER, CITRUS AURANTIUM DULCIS (ORANGE) FRUIT EXTRACT, CITRUS MEDICA LIMONUM (LEMON) FRUIT EXTRACT, LACTIC ACID, DIMETHYLMETHOXY CHROMANOL, GLYCERYL CAPRATE, ACER SACCHARUM (SUGAR MAPLE) EXTRACT, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, ROSMARINUS OFFICINALIS (ROSEMARY) LEAF EXTRACT, LIMONENE, LINALOOL, PARFUM (FRAGRANCE), (CI 77891) TITANIUM DIOXIDE

Jest to maseczka oparta o glinkę, ale nazwanie jej glinkową ciężko przechodzi mi przez klawiaturę. Dodatkowych składników jest tu tyle, że mamy do czynienia bardziej z glinkowym kremem niż standardową zastygającą prawie na kamień pastą. Kremowość nadają tu liczne emolienty, w tym frakcja oleju kokosowego, masło shea, olej z czarnej jagody i słonecznika. Mamy tu też trochę nawilżaczy (glicerynę, cukry, lecytynę). Jest sporo ekstraktów, rozjaśniający kwas mlekowy i rozświetlająca mika, z jakiegoś powodu też odrobina alkoholu – na szczęście dość nisko, jak zgaduję w celu zwiększenia penetracji składników maseczki w głąb skóry. Sam fakt, że maseczka oparta jest o glinkę sprawia, że będzie miała ona właściwości oczyszczające. Za złuszczające drobinki robią tu włókienka żurawiny, ale mamy tu też złuszczanie enzymatyczne pod postacią bogatego w kwasy AHA wyciągu z klonu srebrzystego. Słowem, mamy tu cztery kosmetyki w jednym: ziarnisty scrub, peeling enzymatyczny, glinkową maseczkę oczyszczającą i kremową maseczkę odżywiającą. 97% składników jest pochodzenia naturalnego.


Cała kombinacja wydaje mi się czynić ją idealną maseczką do cery mieszanej, takiej jak moja i jednocześnie produktem idealnym na wyjazd – taki jak mój. Wielka szkoda, że w tym przypadku próbka 15 ml wystarczyła mi tylko na dwa użycia, bo bardzo polubiłam ten kosmetyk. Drobinki są dosyć ostre, ale nie ma ich tutaj dużo; jest to mimo wszystko zdecydowanie bardziej maseczka niż peeling. Ale te właściwości złuszczające są też tutaj nader widoczne i dla mnie po prostu świetne. Mega fajny i przede wszystkim nietypowy kosmetyk. Idealny nie tylko na wyjazdy, ale i dla leniuchów albo po prostu zabieganych ceromaniaczek.

***

Podsumowując, Lumene wybrało do podarków dla blogerek trzy naprawdę solidne, uniwersalne produkty. Ciężko mi powiedzieć jak wygląda reszta ich aktualnej oferty pielęgnacyjnej, ale opisane wyżej kosmetyki naprawdę zrobiły mi apetyt na więcej. Jeśli je kojarzycie i macie jakieś własne odczucia - dajcie znać, chętnie przyjrzę się kolejnym.

Ponownie zachęcam do wypełniania mojej blogowej ankiety (klik!) i jak zawsze pozdrawiam Was.

Buziaki!
Ania




21 komentarzy:

  1. Lata temu Lumene było na polskim rynki, potem sie chyba zwinęło. Dzisiaj byłam w Hebe, Rossmannie i Naturze. W żadnej nie widziałam nic mrki Lumenne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak byłam na See Bloggers dwa lata temu, to Lumene zorganizowało warsztaty, na które poszłam. Tam mówili dokładnie to samo: marka zniknęła z polskiego rynku, ale teraz wraca. I też wypatrywałam jej w drogeriach, ale jakoś nic nie zauważyłam. Na szczęście pełno ich on-line :)

      Usuń
    2. O tak zakupy online to najlepsze co może być! Szeroki wybór i dużo lepsze ceny :)

      Usuń
  2. Świetna analiza składów i opis wrażeń:) Moje miniatury czekają jeszcze na użycie,nie lubię rozpoczynać czegoś nowego, gdy nie skończę tego co jest już otwarte. Ale przyznaję, że jestem ogromnie ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie to samo ;) nauczyłam się kończyć dany produkt zanim otworzę kolejny, nie mam już kilku pootwieranych kosmetyków tego samego przeznaczenia :)

      Usuń
    2. Generalnie mam tak samo, ale akurat sporo rzeczy mi się pokończyło, a poza tym na wyjazd takie miniaturki to skarb ;)

      Usuń
  3. Moje wrażenia są pozytywne z używania tego zestawiku, najbardziej podobała mi się maska i krem na noc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Peeling-maseczkę i krem rozjaśniający chętnie bym wypróbowała! Tylko ceny nie dla mnie, więc nawet się nie powinnam za bardzo interesować :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Aniu kupiłam dzisiaj serie Belendy z glikolem. Szał ba ta serie chyba jest. Mam krem na dzień i noc i to serum. Ja nie stosuje filtró na dzien bo nie znoszę ich ale tą 20 to bedę używać . Czy jeśli (na razie) 1-2 razy w tygodniu na noc dam to seryum to przy kremie na dzień z spf 20 nie nabawie sie przebarwień? Mam jeszcze serum z retinolem z vis plantis jak myslisz kiedy mogę je wpleść? Czym oze lepiej najpierw to serum z bielendy zuzyć a dopiro potem vis plantis?

    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Producent zapewnia, że to wystarczy :) Serum z Vis Plantis jest na tyle łagodne że moim zdaniem mogłabyś stosować je na przykład w te dni, kiedy nie używasz Bielendy :)

      Usuń
    2. Rozumiem :)
      Aniu, pisałaś kiedyś ze z tej serii z glikolem Twoja Mama i koleżanka stosują/stosowały serum i krem na noc i był zadowolone. Czy na dzień używały wysokich filtrów?

      Monika

      Usuń
    3. Moja Mama na dzień używa kremu z filtrem SPF 50 (Ziaja przeciwzmarszczkowa), a moja przyjaciółka bardzo sporadycznie sięga po filtr z Lirene, za to zamiast podkładu używa azjatyckiego kremu BB z SPF 30 i PA ++. No i ten krem z Bielendy SPF 20, ale to na zmianę z innymi produktami - jak akurat nie ma go w drogerii to podpowiadam jej jakiś inny :)

      Usuń
  6. Ta maseczka bardzo mnie zaciekawiła. Mam teraz coś podobnego z Resibo - niby peeling (mechaniczno-enzymatyczny), ale zawiera wysoko glinkę, więc jak go zostawię na jakiś czas to efekt zbiorczy jest naprawdę ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj,
    wiem ze najlepszym przyjeceielm jest filtr w walce przeciwstarzeniowej. Ale powiedz czy te kosmetyki tak teraz szeroko wsród blogerek reklamowane maja faktycznie takie super napinające i przeciwzmarszczkowe działanie?
    Ceny są kosmiczne.

    1. Krem
    http://www.alkemie.com/pl/products/youth-on-demand-50ml

    2. Koncentrat
    http://www.alkemie.com/pl/products/needles-no-more-50ml

    3. Eliksir olejowy
    http://www.alkemie.com/pl/products/natures-dna-30ml

    4. Krem pod oczy
    http://www.alkemie.com/pl/products/better-than-botox-15ml

    Będę wdzieczna za odpowiedź.

    Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby mi dużo łatwiej gdybyś podesłała mi takie przykładowe opinie, bo zauważyłam, że często dochodzi do pewnego rodzaju nieporozumień na tle tego co dana blogerka ceni i uważa za najważniejsze w swojej pielęgnacji, jakie ma potrzeby itp. :)

      O tym jakie jest działanie nie mogę się wypowiedzieć, bo nie miałam tych kremów. Mogę zerknąć do INCI, ale warto pamiętać, że nie ma w nimpodanych stężeń itp., więc to będzie tylko taka zgrubna ocena.

      Ad. 1.: Samo INCI wygląda zupełnie nijako, żadnych konkretnych składników typowych dla działania przeciwzmarszczkowego. Wyszukałam więc te wszystkie technologie, którymi się chwalą i zupełnie nie widzę tu nic powalającego. Aquaxyl to po prostu nawilżająca mieszanka, na którą składa się Xylitylglucoside (and) Anhydroxylitol (and) Xylitol - tak się składa, że wszystkie te trzy sacharydy są w recenzowanym powyżej kremie Lumene ;) Luminescine to po prostu ekstakt z dziewanny, a Filmexel to ekstrakt z algi i owocu Caesalpinia spinosa. On zapowiada się w miarę najciekawiej, bo ma takie lekko ściągające działanie, czyli po użyciu kremu można odczuć delikatne napięcie - ale trzeba podkreślić, że po zmyciu kremu ono oczywiście zniknie (o ile nie zniknie wcześniej).

      2. Tutaj jedynym ciekawszym składnikiem jest ekstrakt z Acmelia Oleracea. Udało mi się znaleźć pracę, która daje podstawy by sądzić, że rozluźnia on napięcie mięśni i tym samym spowolni powstawanie zmarszczek mimicznych. Publikacja jest tutaj: https://www.google.com/patents/US7531193

      3. Jeśli chodzi o działanie napinające to nic tutaj nie ma. Jest za to bardzo fajna, stabilna i aktywna postać witaminy C (pytanie: jakie stężenie). To samo tyczy się ekstraktu z lawendy i zawartego w nim stoechioulu - da się znaleźć badania sugerujące jego działanie miorelaksacyjne (a więc ponownie: wyłącznie na zmarszczki mimiczne!), więc potencjalnie mógłby to być wartościowy składnik. Chwalą się też tutaj zawartością retinolu w oleju Kahai, ale witamina A w roślinach to nie retinol, co dokładnie wytłumaczyłam w tekście o naturalnej pielęgnacji przeciwstarzeniowej: http://www.kosmeologika.pl/2017/05/naturalna-pielegnacja.html

      4. Tu mamy wspomniany wyżej Luminescine (= ekstrakt z dziewnny) i Beautifeye, czyli miks darutozydu (ciekawego składnika na rozstępy na przykład) oraz ekstraktu z kory Albizia Julibrissin. Ten kompleks znam głównie jako dobry składnik na opuchliznę oczu (bo uczelnia sieć kapilar), ale jak teraz sobie o nim poczytałam, to jest trochę dowodów na jego działanie przeciwzmarszczkowe, a nawet na redukcję cieni pod oczami. Bardzo ciekawe!

      Podsumowując, z takich drogich kosmetyków, o jakie często mnie tutaj pytacie, te mają najciekawsze składy. W każdym kosmetyku jest coś (czasem nawet kilka cosiów) co jakoś go wyróżnia, za czym stoją jakieś badania. Nie szalałabym może z jakimś wybitnie napinającym działaniem, ale jako uzupełnienie pielęgnacji opartej o bardziej sprawdzone składniki - czemu nie? :) Z drugiej strony, nigdzie nie mamy tutaj podanych stężeń, a to jest wielka strata. Publikacje dotyczą najczęściej stosowania produktów o konkretnych stężeniach spilantholu, stoechioulu i innych substancji czynnych; masa innych ser do twarzy podaje konkretne stężenia witaminy C; w takich sytuacjach mamy pewność co kupujemy, a tu trzeba zaufać producentowi, że nie dał do kosmetyku tyle co kot napłakał. Z trzeciej strony, na pewno jest to fajna alternatywa dla tych, którzy na przykład nie chcą/nie mogą stosować retinolu, filtrów itp. Słowem, nie są to może kosmetyki dla każdego, ale na pewno wydają się godne uwagi.

      Usuń
    2. Nie jestem Kaja i szczerze nie widziałam jeszcze opinii o Alkemie. Ale coś tam w blogowym i instagramowym swiatku coraz iwęcej się o nich przewija bo i ja trafiłam na tą firmę.
      Na swoim FB chwalą sie tą serią tak:
      "zisiaj musimy Wam opowiedzieć o wyjątkowym składniku naszych kosmetyków. Poznajcie Filmexel®! Wielokrotnie nagradzany na całym świecie, ponieważ niczym niewidzialna sieć molekularnych biopolimerów poprawia owal twarzy. Efekt jest natychmiastowy, a skóra wygląda na idealnie gładką i pozbawioną niedoskonałości. Tworzy na skórze cienki, elastyczny i niepowodujący okluzji film. Jest niczym „druga skóra”, dzięki któremu chroni, silnie wygładza, przywraca cerze blask.
      Podsumujemy dla Was jego najważniejsze właściwości:
      - poprawia kontur twarzy
      - wygładza skórę
      - chroni skórę przez wnikaniem szkodliwych substancji zewnętrzych
      - wydłuża trwałość makijażu
      - daje wyraźnie odczuwane efekty
      Niedługo na pewno będzie o nim głośno, dlatego warto go zapamiętać. My wykorzystaliśmy go w naszej serii Anti Age m.in Youth on demand 24-godzinnym kremie odmładzająco-liftingującym."

      Ewelina

      Usuń
    3. Tyle to ja też widziałam, ale takie opisy to daje każdy producent: od kremu za pięć złotych po takie za pięćset ;) Ja szukam tylko publikacji naukowych, ewentualnie materiałów handlowych powołujących się na nie.

      Usuń
  8. Ja na razie mam co do nich mieszane wrażenia, więc daję sobie więcej czasu na testy :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Składy są długie, bogate i przez to bałabym się ich stosować z uwagi na moją wybitnie kapryśną cerę...;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger