8/18/2016

5 ulubieńców tego lata :)


Choć mamy jeszcze dwa tygodnie do końca sierpnia (a studenckie wakacje trwają aż do października), moi ulubieńcy tego lata to już dla mnie oczywistość. Czas się nimi z Wami podzielić i kto wie: może zdążycie skorzystać z nich nie tylko w tym sezonie, ale przydadzą się też w najbliższych oraz następnego lata :)

NAJLEPSZY PUDER SYPKI(oczywiście do matowania filtrów)


O moim aktualnie ulubionym kremie przeciwsłonecznym z wysoką (SPF 50) ochroną pisałam już przy przeglądzie kosmetyków idealnych na wiosnę. Jednak pomimo wielu zalet jakie posiada emulsja ochronna Lirene, jest to mimo wszystko produkt o tłustej konsystencji i który należy stosować w sporych ilościach. Dlatego bez porządnego zmatowienia ani rusz! O bardzo fajnym naturalnym tonującym pudrze pisałam wiosną, ale teraz odkryłam coś co na mnie działa jeszcze lepiej. Jest to mączka z maranty trzcinowej, o której wspominałam wcześniej w kontekście jej wygładzającego działania na włosy. Tak się składa, że pierwszym zastosowaniem maranty o jakim przeczytałam było używanie jej jako pudru sypkiego i oryginalnie to w tym właśnie celu ją kupiłam. Uwielbiam matowy efekt jaki daje na cerze oraz genialne zdyscyplinowanie jakie funduje moim włosom!


SOCZYSTE USTA


Moja kolekcja kolorówki do makijażu ust jest już prawie kompletna. Jeszcze do niedawna poza moją wymarzoną ciemną (prawie czarną!) wiśnią brakowało mi też odcienia fuksji. Medytowałam nad tym jaką pomadkę kupić, aż... zakochałam się od pierwszego wejrzenia. U Olgi zobaczyłam kredkę Bourjois, Color Boost w odcieniu 02 Fuchsia Libre i przepadłam. Jest to moja pierwsza jumbo kredka i na dodatek pierwsza szminka o wykończeniu innym niż mat czy półmat, bo takie zdecydowanie preferuję. Ale na wiosnę i lato ten soczysty, lśniący róż pasuje mi idealnie! Co bardzo fajne, krycie można stopniować i nałożona na szybko jedna warstewka daje delikatny efekt „malinowych” ust, a po minimum wysiłku uzyskać można duże krycie intensywnym fuksjowym kolorem. Kocham <3


NATURALNY DEZODORANT


Choć na ogół jestem zadeklarowaną fanką mocniejszej ochrony (o najlepszym antyperspirancie dla mnie pisałam w zeszłym roku i nic się w tej materii nie zmieniło), to latem chętnie sięgam po naturalne dezodoranty. Wycięte w okolicach ramion letnie fatałaszki eliminują problem mokrych plam, a dezodorant chroni przed przykrym zapachem. Gama tego typu produktów jest bardzo szeroka, a mój wybór padł na kryształ ałunu marki Najmar. Na pewno kojarzycie reklamy dezodorantu, który starcza na ponad rok codziennego stosowania: zawsze chodzi w nich właśnie o ten minerał. Ja swój kupiłam na Jarmarku Dominikańskim dwa lata temu i ze względu na stosowanie sezonowe prawie nie widzę po nim śladów zużycia ;) Za to zdecydowanie widzę jego efekty i jest to produkt, który z całą pewnością kupiłabym ponownie.


MYCIE I ODŻYWIANIE WŁOSÓW W JEDNYM


Czy to możliwe? Owszem! Według mnie bardzo przydatnym kosmetykiem do włosów na lato jest... zwykła, tania maska o prostym składzie. Po przelaniu do mniejszego opakowania idealnie nada się do zabrania w podróż, gdzie będzie można umyć nią włosy z pominięciem kroku nakładania odżywki czy maski, ale za to bez szkody dla włosów. Ja sama nie trafiłam jeszcze na maskę, którą mogłabym spokojnie umyć samą skórę głowy, ale mnóstwo dziewczyn na blogach i w komentarzach pokochało mycie maskami Kallos. Dodatkowo niektóre z tych masek mają skład na tyle fajny, że bardzo dobrze sprawdzają się w tradycyjnym stosowaniu po myciu, a po wzbogaceniu odrobiną ulubionego oleju jest już w ogóle wspaniale. Moje ulubione wersje Kallosa to Keratin, Algae i Multivitamin, a Wasze?

Fun fact: w opakowaniu po lewej nie ma już maski, tylko błoto kosmetyczne, a wśród tych litrowych słoi Keratin jest pusty, Caviaru zostało może na dwie aplikacje, a Milk jest prawie nieruszony ;) Kallosy idą u mnie jak woda!

PEELING ENZYMATYCZNY

Cera latem zanieczyszcza się wyjątkowo szybko. My też nie pomagamy jej w regeneracji opalając się, ograniczając zabiegi higieniczne pod namiotem, wędząc ją przy ognisku czy grillu... ;) Prostą i szybką receptą na ten problem jest regularny peeling enzymatyczny. Raz w tygodniu po umyciu twarzy nakładamy go na czas określony przez producenta (najczęściej około 5 minut), po czym zmywamy i już! Dla ambitnych polecam mój ulubiony trik: ścieranie peelingu szmatką z mikrofibry, która dodatkowo delikatnie oczyści cerę mechanicznie... a przy okazji przyspieszy zmywanie z twarzy mazidła i oszczędzi zużytych wacików. Same zalety! Oczywiście po peelingu mile widziana jest maseczka czy choćby kompres w postaci paru kropli sprawdzonego oleju, ale możemy też wklepać nasz standardowy krem.


Jakie są Wasze letnie hity? Które z pokazanych przeze mnie produktów znacie?
Piszcie też jeśli macie pytania niezwiązane z dzisiejszym tematem :)

Ania

19 komentarzy:

  1. Zawsze mnie kusil taki dezodorant... 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Też używam Kallosów jako odżywek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Puder masz widzę w słynnym opakowaniu z Kolorówki? :) Ja zdecydowanie wolę peelingi mechaniczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się ^^ Maranta to produkt właściwie spożywczy, kupiłam ją w szklanym słoiku - średnio wygodne do makijażu :P A czemu to opakowanie jest słynne? Pierwsze słyszę! A mam je tylko dlatego, że było elementem zestawu do wykonania własnego podkładu mineralnego.

      Usuń
  4. Też kupiłam deo w krysztale, chyba ze dwa lata temu. Używam tylko od czasu do czasu, bo umiarkowanie jestem zadowolona z działania, ale mimo wszystko to spoko rzecz, szczególnie przy usuwaniu włosków. Teraz używam kosmetyku (już w płynie) od dr. organic, właściwie już kolejne opakowanie kupiłam i jestem całkiem zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety Kallos Bananowy męczę i męczę, ale na szczęście już się kończy :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męczysz bo nie lubisz czy po prostu już Ci się znudził? :D

      Usuń
  6. Świetny wpis !

    OdpowiedzUsuń
  7. Kallosy to produkty do tego stopnia uniwersalne, że mogłabym na dobrą sprawę ograniczyć swoje włosowe kosmetyki tylko do nich :), wypróbowałam już prawie wszystkie dostępne w moim mieście Kallosy: Keratin, Banana, Cherry, Blueberry, Aloe, Multivitamin, Milk, Chocolate, Color, Silk, Pro-Tox i Omega. Na swoją kolej czekają Algae i Caviar. Jestem z nich zadowolona z kilku prostych względów:
    - myję włosy co dwa dni, w tym celu najcześciej po prostu moczę je i nakładam któregoś Kallosa - w zależności od potrzeb moich włosów czy po prostu widzimisię. Szampon gości u mnie raz na dwa\trzy tygodnie, czasami rzadziej. Litrowy słoik maski o prostym składzie za 12-15 zł? Nie ma lepszego kandydata do mycia włosów odżywką/maską :)
    - gdy jeszcze za myjadło służył mi szampon, Kallosy były idealne jako odżywki.
    - niewielka ilośc tej maski lub zmieszanie jej z wodą w butelce z atomizerem to ideał jeżeli chodzi o odzywki b/s.
    - sprawdzają się oczywiście rownież jako maski. Solo, wzbogacone półproduktami. Ja lubię dodawać oleju z nasion bawełny lub z pestek winogron (Nacomi) do wersji Aloe lub żelu lnianego/soku aloesowego/gliceryny do którejś z wersji emolientowych.
    - Aktualnie jestem po dekoloryzacji, a wiec blond na mojej głowie przywodzi na myśl żółciutkiego kurczaczka. Dolałam do Kallosa Banana fioletowej płukanki i nakładam to co trzecie/czwarte mycie. To jest o wiele lepszy sposób niż tradycyjna płukanka - nie mam do nich cierpliwości.
    - Kallosów, których nie zdołałam wykończyć (Milk i podrażniająca skalp Omega) zużyłam z powodzeniem do golenia nóg :D
    Co tu dużo mówić, ideały pod względem uniwersalności. Oczywiście nie wszystkie mnie zachwyciły. Największą niechęcią darzę wspominaną już wersję Milk, gdyż narobiła moim włosom potwornej krzywdy. Ze stosowanych przeze mnie proteinowych Kallosów Chocolate i Keratin okazały się nie działać na niekorzyść (zapach Chocolate - obłęd), wersja Pro-Tox sprawdziła się prawdopodobnie za względu na PEH-owy skład. Emolientowe Kallosy działają u mnie w dużej mierze podobnie, chociaż najcześciej wracam do wersji Blueberry, ponieważ kupić ją mogę tylko w drogerii Natura, a tam zaopatruję się rownież w Aloe i Multivitamin, które wręcz uwielbiam. Na dużą korzyść Kallosów przemawiają rownież ich zapachy, bardzo przyjemne, z wyjątkiem wersji Cherry - nigdy więcej! :)
    Z innej beczki - moim ulubieńcem stała się ostatnio wcierka Jantar, którą kupiłam w promocji w Naturze. To mój pierwszy kontakt z wcierką w ogóle, jestem bardzo zadowolona. Przyrostu nie mierzę, zależało mi na ograniczeniu wypadania i uspokojeniu skalpu po lecie - Jantar był strzałem w dziesiątkę. Poza tym zachęcona swego czasu działaniem szamponów Alterra skusiłam się na ich mydło (granat i aloes) oraz żel pod prysznic (pomarańcza i wanilia bodajże). Mydło bez szału, ale żel - zapach nie z tej ziemi :D Polecam chociażby ze względu na to ;) Z resztą kosmetyki Alterry w ogóle mają bardzo przyjemne zapachy :)
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie wszystko co napisałaś o Kallosach to jakby mi ktoś z ust wyjął, tylko niektóre nazwy wariantów musiałabym popodmieniać ;) Jest tu zresztą sporo wpisów na ich temat, aż boję się czasem po raz setny je wspominać ;D

      U mnie Jantar też jest aktualnie hitem, zamierzam w najbliższym czasie pokazać go na fejsie w tej mojej serii krótkich recenzji :) Żel z Alterry zapamiętany! ^^

      Usuń
    2. Dzięki za taki komentarz! Wszyscy piszą o Kallosach, a ja nawet nie wiedziałam, co to jest, bo stosuję tylko i wyłącznie naturalne, zwykle ręcznie robione kosmetyki. A dużo tam mają chemii w składzie? Które Kallosy są najmniej inwazyjne, bez silnych syntetyków?

      Usuń
    3. Bardzo dużo zależy od konkretnej wersji, ale w skrócie: przeciętny Kallos to mieszanka kilku alkoholi tłuszczowych (czyli tych "dobrych" alkoholi) z antystatykami, do której dodane są oleje, ekstrakty i inne dobre składniki, ale nie są one bardzo wysoko. Każda znana mi wersja poza Honey konserwowana jest miksem Methylchloroisothiazolinone i Methylisothiazolinone, których przeciwniczką nie jestem. Najbardziej zbliżone do naturalnych są Color i Honey, w razie potrzeby zawsze można wzbogacić je olejem czy proteinami :)

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź!

      Usuń
  8. Też uwielbiam tą kredkę Color Boost - wykręcana i ma bardzo przyjemne, nawilżające wykończenie. Z Kallosów u mnie najlepiej sprawdza się Blueberry, a najlepszy dezodorant to Vichy w kulce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie wiedziałam nawet, że Vichy ma w swojej ofercie dezodorant - kojarzyły mi się tylko antyperspiranty :)

      Usuń
  9. Maski Kallos bardzo polubiłam, choć ostatnio mam wrażenie że troszkę słabiej działają na moje włosy, nie wiem czy to w moich włosach jakaś zmiana nastąpiła, czy po prostu potrzebują chwilowej zmiany :). Podoba mi się w tych maskach przede wszystkim to, że znacznie ułatwiają rozczesywanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, włosy miewają swoje humorki ;) Moje w ogóle bardzo lubią rotację, Kallosa używam tak co drugie mycie, a w pozostałe jakieś odżywki dobrane pod kątem składu, pogody itp.

      Usuń
  10. Bardzo zaciekawił mnie ten puder ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. 21 yr old Accounting Assistant IV Kleon Gaylord, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Americano and Quilting. Took a trip to Royal Exhibition Building and Carlton Gardens and drives a Ferrari F2004. kliknij tutaj

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger