9/05/2018

Pierwsze zamówienie półproduktowe: co wybrać? Półprodukty idealne do stosowania solo i w prostych kombinacjach.




Wiem, że znaczna część z moich czytelniczek to osoby już całkiem zaawansowane w temacie chemii kosmetyków: czytacie składy, robicie własne produkty, chętnie czytacie moje czasem nieprzyzwoicie długie posty na bardziej techniczne tematy. Dziś chciałabym skierować moje słowa do osób stawiających pierwsze kroki w temacie naturalnej pielęgnacji i opowiedzieć trochę o tych półproduktach kosmetycznych, które uważam za najbardziej przydatne dla początkujących. Ponieważ u mnie gołe listy się praktycznie nie zdarzają, o każdej rzeczy postaram się co nieco opowiedzieć, uzasadnić mój wybór i zaproponować przykładowe zastosowania. Co Wy na to?



1. Najbardziej uniwersalny półprodukt...? Hydrolat!


Bezapelacyjnie jest to jeden z najfajniejszych półproduktów, a ciężko jest znaleźć dla niego alternatywę: hydrolaty w drogeriach prawie nie występują, a w aptekach konkurencja jest mocno ograniczona i w dość wysokich cenach.

Hydrolaty czyli tak zwane wody kwiatowe w teorii są produktem ubocznym powstałym podczas destylowania surowca roślinnego w celu uzyskania olejku eterycznego. To w pewnym uproszczeniu woda z bardzo mocno rozcieńczonym olejkiem eterycznym, a więc z jednej strony bogactwo najróżniejszych substancji czynnych, a z drugiej: stężenie tak małe, że prawie nie stwarzające zagrożenia (nie licząc oczywiście wyjątkowych przypadków niezwykle silnych alergii, czyli czegoś z czym trzeba liczyć się ZAWSZE).

W przeciętnym toniku z drogerii bazę stanowi woda, a w niewielkich stężeniach pojawiają się głównie substancje nawilżające, ekstrakty czy witaminy, rzadziej niewielkie stężenia kwasów. Do tego oczywiście regulatory pH, konserwanty, prawie zawsze kompozycje zapachowe, coraz rzadziej barwniki.

Nie chcę tych substancji demonizować, bo poza kilkoma nielubianymi konserwantami oraz alkoholem uważam, że są one w drogeryjnych kosmetykach potrzebne. Zresztą, choćby „regulator pH” może brzmieć strasznie, ale najczęściej to nic innego jak Citric Acid – kwasek cytrynowy.

Mówię o tym jedynie dlatego, żeby zwrócić naszą uwagę na ogólną biedę w składach toników z drogerii. Może nam się wydawać, że INCI jest dość długie, ale w istocie jest to zwykle woda i trzy-pięć dodatkowych substancji czynnych, których stężenia nie znamy. Reszta składników to (mniej lub bardziej) potrzebne dodatki.

Jeśli chciałybyśmy spróbować czegoś pozbawionego tych dodatków: czy to z powodu problemów skórnych, czy z sympatii do kosmetyków naturalnych, czy z chęci wypróbowania nowych ziół w pielęgnacji, to hydrolat stanowi świetną alternatywę dla toników oraz bardzo uniwersalny półprodukt.

Kojarzycie w drogerii toniki oparte o jagody jałowca albo kwiaty ylang-ylang? Nie? A w sklepie Zrób Sobie Krem takie hydrolaty dostaniecie od ręki. Toników cedrowych, cyprysowych czy z nasion marchwi też sobie nie przypominam, a takie są w EcoSpa. Na Mazidłach z kolei głóg, lotos, champaka... a lista się ciągnie, bo to dopiero początek.


Jak już wybierzemy hydrolat to co dalej?


Hydrolat możemy stosować oczywiście jako tonik solo oraz jako bazę toniku, którą możemy czymś wzbogacić. Możemy zrobić z niego płyn dwufazowy albo mgiełkę do dowolnej części ciała. Doskonale sprawdzi się do rozrobienia sypkich maseczek i wzbogacenia ich działania o własne właściwości. Naprawdę warto go w swoich zbiorach mieć i jeśli już zamawiam, to rzadko jeden: wolę testować nowe, najlepiej co dziwniejsze! Ale jeśli boimy się dziwnych zapachów, to lepiej celować w te bezpieczne jak lawenda, róża czy pomarańcza.





2. Algi, glinki i alginat


Piszę to na tym blogu pewnie po raz setny, ale wszelkie sypkie maseczki były i chyba zawsze będą moimi faworytami. Jasne, lubię mieć w zapasach jakiegoś gotowca do szybkiego użycia bez babrania się, ale jednak bez dwóch zdań najlepsze efekty obserwuję po glinkach, algach i maskach peel-off na alginacie.

Tych ostatnich nigdy nie robiłam sama, więc niestety nie umiem Wam powiedzieć, że alginat dostępny na przykład na EcoSpa sprawdziłby się u mnie równie cudownie co ukochane maseczki Nacomi. Za to glinki i algi właśnie w tego typu sklepach kupuję najczęściej, więc polecam je Wam serdecznie.

Lwia większość maseczek glinkowych z drogerii zawiera poza nimi w składzie mnóstwo składników zbędnych (nie mówię, że szkodliwych!), a z kolei te najlepsze (Dermaglin i 7th Heaven) wychodzą niestety dość drogo. Drogeryjne maseczki algowe najczęściej koło alg w ogóle nie stały, więc tu można się szczególnie mocno zdziwić. Na ten moment nie potrafię wymienić ani jednego dobrego produktu tego rodzaju, ale jeśli Wy taki kojarzycie to dajcie znać w komentarzach!

Algi i alginat są może mniej uniwersalne od glinek, bo poza stosowaniem w formie maseczki raczej niewiele przychodzi mi tu do głowy. Natomiast glinki są fantastyczne na przykład do wzbogacania szamponów i masek dla przetłuszczających się włosów, można ich też użyć jako naturalnego suchego szamponu.

Przypominam, że chociaż przepis bazowy to nasz proszek + woda, to oczywiście każdy z typów maski (glinka, alga, alginat) możemy podkręcić zmieniając wodę na hydrolat lub ziołowy napar i/lub dodając do mikstury najróżniejsze dodatkowe składniki: od nawilżaczy, przez ekstrakty i witaminy po oleje.






3. Kwas hialuronowy jako must-have na jesień i zimę


Skoro już wspomniałam o nawilżaczach to nie sposób nie podzielić się z Wami moją miłością do króla humektantów: potrójnego kwasu hialuronowego.

Z dziwnych powodów na opakowaniach kremów z drogerii został on wylansowany jako składnik o działaniu przeciwstarzeniowym, w rzeczywistości jest doskonałym składnikiem nawilżającym skórę. Większość sklepów oferuje go w różnych formach, ale ja bez dwóch zdań stawiam wszystko na kwas potrójny i taki też Wam najbardziej polecam.

Osobiście nie radziłabym stosować kwasu hialuronowego na cerę solo: w teorii nie jest to szkodliwe, ale w praktyce substancje nawilżające potrzebują dla efektywnego działania pewnej okluzji, by dostarczona przez nie woda natychmiast nie uciekła i skóra nie wyschła jeszcze bardziej. Więc jeśli smarujemy cerę samym kwasem hialuronowym, to proponuję szybko dodać na to kolejną warstwę: krem lub olejek.

By sobie sprawę ułatwić, przyspieszyć i uprzyjemnić ja wolę taki kwas mieszać z olejkiem czy kremem w zagłębieniu dłoni i nakładać je od razu w formie takiego błyskawicznego serum czy wzbogaconego o dodatkową porcję nawilżenia kremu. Możemy go też w podobny sposób wzbogacać nim maski do włosów, gdy chcemy naszą czuprynę nawilżyć. Taki kwas hialuronowy jest też dla mnie najlepszym (bo właściwie jedynym działającym!) sposobem na ochronę/ratunek skóry skrzydełek nosa, gdy zimą dopadnie nas katar. Polecam gorąco.






4. Podstawa naturalnej pielęgnacji: oleje


Skoro wspomniałam o moim ukochanym błyskawicznym serum olejowo-hialuronowym, to i o olejach parę słów powiem.

Obecnie jest z nimi o tyle łatwiej, że nawet stacjonarnie w wielu ekosklepach i aptekach można znaleźć ich już całkiem sporo. Jednak jeśli chciałybyśmy zapuścić się w prawdziwą głębię różnic między poszczególnymi olejami, to sklepy z półproduktami kosmetycznymi są właściwie naszą jedyną opcją.

Oleje takie jak andiroba, moringa, buriti, z nasion baobabu, murumuru mogą okazać się największymi hitami naszego życia, ale jeśli będziemy trzymać się tylko zapasów ekosklepów i aptek to pewnie nawet o nich nie usłyszymy... Ja mam to szczęście, że mając olej rzepakowy do włosów i konopny do twarzy jestem w pełni ukontentowana, ale jeśli Ty wciąż szukasz swojego świętego Graala, to do sklepu z półproduktami marsz!

Oczywiście stosowanie na twarz solo czy w formie serum to tylko jedna z wielu propozycji. Z oleju możemy zrobić macerat, możemy użyć go do OCM lub innych form oczyszczania twarzy olejami, możemy olejować nim włosy, możemy wzbogacić nim prawie każdy kosmetyk od odżywki do włosów, przez krem do twarzy czy rąk aż po balsam do ciała. Oleje można też bez większego problemu ze sobą miksować szukając idealnych kompozycji.






5. Liposomy i kompozycje ekstraktów


Mega, ale to naprawdę mega ciekawą opcją są wszelkie fitoliposomy. To nic innego jak ekstrakty ziołowe pozamykane w maleńkich rozmiarów micelach, które pomagają transportować je wgłąb skóry: tam, gdzie powinny działać.

Nie wszystkie te kompleksy jest sens zamawiać jeśli nie planujemy zrobić z nich konkretnego kosmetyku. Ale kompleks nawilżający, naczynkowy, antyhistaminowy czy przeciwtrądzikowy to półprodukty, którymi możemy:

- wzbogacić krem tuż przed nałożeniem na skórę,
- uzupełnić błyskawiczne serum olejowo-hialuronowe,
- podkręcić nasz tonik na bazie odpowiedniego hydrolatu.

Oczywiście ciężko jest przewidzieć czy i jak dany kompleks sprawdzi się u nas: substancje pochodzenia roślinnego są jednak o wiele mniej przewidywalne niż te syntetyczne, a cały kompleks ziół to oczywiście cały kociołek alergenów. Ale jest to opcja na tyle tania i ciekawa, że moim zdaniem naprawdę warto jej spróbować!








6. Enzymy owocowe: bromelaina, papaina


Są to naturalne enzymy roślinne (występujące odpowiednio w ananasie i papai), z których możemy zrobić w domowym zaciszu świetny peeling enzymatyczny. Możemy wymieszać je z prawie wszystkim (mleko w proszku, mąka, mielone płatki owsiane, awokado...), byle tylko uzyskać odpowiednie stężenie i nie zrobić sobie krzywdy!

Ze wszystkich dzisiaj wymienionych produktów ten ma najwęższe zastosowanie. Co prawda, według strony sklepu Beautyever poza peelingiem w grę wchodzą niby kremy, toniki, sera do 0.5%, maseczki do 2%, kremy antycelulitowe do 3% czy kremy na blizny do 3%, ale przyznam że nie mam z tym doświadczeń i nawet nie kojarzę w internetach nikogo kto by miał. Ale bromelainowe czy papainowe peelingi enzymatyczne polecam serdecznie.




***


Tak się składa, że akurat poza bromelainą i kompleksem liposomów na naczynka chwilowo nie mam nic w zapasach. Bliżej jesieni będzie trzeba o tym pomyśleć, zwłaszcza że zrodziło mi się w głowie kilka kolejnych pomysłów na wpisy w tej tematyce. Ale o tym na razie ćśśś... ;)


Twoje pierwsze zamówienie półproduktowe



Jeśli miałabym komuś zaproponować taki pierwszy koszyk zakupowy, to znalazłyby się w nim właśnie wyżej wymienione produkty. Naturalnie glinkę, oleje, hydrolat, liposomy trzeba byłoby dobrać do danych potrzeb! Ale to chyba temat na osobny wpis, co Wy na to? :)

Natomiast jak pewnie zauważyłyście już z samych tych bardzo podstawowych półproduktów dałoby się stworzyć całkiem sporo fajnych i wcale nie takich znowu podstawowych kosmetyków!

Tonik z hydrolatu wzbogaconego hialuronem, bromelainą czy liposomami, serum do twarzy z oleju, liposomów i HA, maska na bazie glinki wzbogacona hydrolatem, olejem i tak dalej, peeling enzymatyczny, płyn dwufazowy do demakijażu... Jakby nie patrzeć to już prawie cała pielęgnacja twarzy, a o włosach czy ciele nawet nie wspomniałam :) Dodając proste składniki z kuchni jak sól, kawa, otręby i inne możliwości tylko rosną.

***


Nikogo nie zdziwi chyba moje podsumowanie: sklepy z półproduktami to jedna z najfajniejszych rzeczy jakie wpłynęły moim zdaniem na rynek kosmetyków w ostatnich pięciu czy dziesięciu latach. A co Wy o tym sądzicie?

Miłego dnia!
Ania


26 komentarzy:

  1. Świetny post :) Jednak ja jestem troche leniuchem i wole gotowce z fajnym składem ;P
    Mam jednak do Ciebie prośbę. Jaki łagodzący krem nie za tłusty, poleciłabyś mi do stosowania co 3cią noc na zmiane z Liq Cr i Bandi pelingem z kwasem laktobinowycm?
    Chcę zacząć w październiku stosować retinol i potrzeby mi jakiś fajny krem wrazie przeauszsnia i podrażnienia? W zeszłym roku stosowałam na noc LRP Toleriane Ultra fluid i na dzień również ale twarz świecila mi sie jak latarnia :D. Tosowałam rano jeszcze serum Liq Cc light oraz min. Annabelle.
    Myślałam o kremie Latopic, kremie pod oczy Vis plantis atopy tolerance lub bielendzie super mezo power nawilżającym.
    Obecnie na dzień mam bielende botanic spa nawilżającą. Szukam tylko fajnegi kremu na noc :)
    Dziękuję za pomoc )
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jeszcze teraz, póki nie ma mrozów to Bielenda mogłaby być lepszym wyborem, a bliżej zimy przestawiłabym się właśnie na Latopic :)

      Usuń
  2. Hydrolaty, oleje, glinki, kwas hialuronowy uwielbiam i zawsze mam <3 czas spróbować liposomow i własnego peelingu enzymatycznego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. myślę aktualnie nad zakupem hydrolatu :D od bardzo dawna mnie kuszą i w końcu chciałabym je przetestować na sobie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny zbiór informacji, gdybym go przeczytała kilka lat temu, byłoby mi na początku łatwiej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie trochę do takiej "młodszej siebie" pisałam ten tekst, bo też dawno temu czułam się trochę skołowana i w efekcie zamówiłam składniki, których niepozużywałam itp...

      Usuń
  5. Najczesciej uzywanym przeze mnie polproduktem jest mleczko pszczele w glicerynie z zsk- uzywam go do wlosow pod olej i efekty sa super- blask, miekkosc i nawilzenie:)
    Stosowalam sporo olejów do wlosów, a do twarzy najmilej wspominam arganowy z nacomi- stosowalam wieczorem od czasu do czasu, rano skora zawsze byla wygladzona i promienna.
    Hydrolatów przerobilam mnostwo i uzywalam ich do przemywania twarzy rano. Najmilej wspominam oczarowy z ecolabu i wode rozana z make me bio. Niestety musialam z nich zrezygnowac, bo jednak bardzo obciazaly moj budżet
    Chcialam tez zwrocic uwage na to, ze czest zdarzalo mi sie ze ten sam produkt innej firmy zachowywal sie zupelnie inaczej. Pamietam ze kiedys stosowalam sok z aloesu jakiejs marki, ktory kosztowal 20zl/100ml. Byl swietny! Ze wzgledu na cene chcialam znalezc cos tanszego- kupilam w eko sklepoe sok z aloesu 100%- 35zl/500ml. I sprawdzal sie tragicznie. To samo mialam z olejami i hydrolatami rozych marek. Niby sklad ten sam, ale czesto roznily sie kolorem, konsystencja, zapachem i dzialaly zupelnie inaczej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już z tysiąc razy miałam sobie zamówić to mleczko pszczele, ale może za tysiąc pierwszym się uda ;D U mnie te klasyczne oleje (argan, jojoba) się właściwie w ogóle nie sprawdzają, chyba że jako naprawdę nieduża domieszka - moje serce należy do lekkich olei schnących :)

      Tak, ta "nieprzewidywalność" składników, półproduktów i kosmetyków naturalnych sprawia, że ja mam zapał tylko do niektórych z nich i tylko niektórym grupom konsumentów je polecam. U siebie stosuję miks natury i drogerii, doskonale się to u mnie sprawdza! :)

      Usuń
  6. Ogółem te sklepy jak i półprodukty są naprawdę świetne, ale mnie już dawno przeszła faza na samoróbki i używam półproduktów do wzbogacania gotowców wedle swoich potrzeb :).
    Dla ceromaniaczek nieodzowny będzie też sklep Kolorówka, choć z naszych rozmów odniosłam wrażenie, że Ty jakoś nie jesteś jego zagorzałą fanką i pewnie wciąż nie zebrałaś się do ukręcenia tego dawno kupionego podkładu :)?
    Na pewno warto też dodać kolagen z elastyną oraz proteiny : taniutka keratyna, jedwab, mleczne, pszeniczne. Proteiny wcale nie będą tylko do włosów, ja z powodzeniem dodawałam je nawet do kremów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to na pewno ciekawy sklep, ale totalnie nie użyłabym tu słowa "nieodzowny" - w temacie pielęgnacji mają tam tyle, co kot napłakał i raczej nic czego nie ma w normalnych mazidłowych sklepach :)

      I tak, zgadza się, mój podkład czeka na lepsze czasy ;D

      Proteiny pszeniczne w kremie to akurat super pomysł, kolagen jako nawilżenie też, reszta to moim zdaniem raczej marnotrawstwo. Do włosów oczywiście mega, ale nie uważam ich za składniki podstawowe, dlatego nie załapały się do tego wpisu - ale w kolejnych będą :)

      Usuń
    2. Miałam na myśli nieodzowny jeśli ktoś chce przejść na bardziej naturalną,mineralną kolorówkę, a tak zazwyczaj się dzieje po zglębieniu w świadomą pielęgnację twarzy - tak właśnie było ze mną, zaczęło się od dbania o włosy, potem stopniowo przeniosło się to też na świadomą pielęgnację twarzy i wybieranie mniejszego zła jeśli chodzi o makijaż
      PS. Wciąż czekam na maile od Ciebie :)

      Usuń
    3. Z tym żeby zazwyczaj przechodziło się na minerały to się nie zgodzę, mam wrażenie że odsetek kobiet stosujących naturalną pielęgnację jest miażdżąco większy niż ten stosujący kosmetyki mineralne :) No i przy ogromnym bogactwie gotowych podkładów znaczenie asortymentu Kolorówki jest moim zdaniem marginalne. Wspaniale że są, oczywiście! Ale kompletnie nie uważam tego za taki poziom podstawowy :)

      Kurczę, ja nie mam od Ciebie żadnego maila na jakiego bym nie odpisała... Wyślij ponownie koniecznie! :)

      Usuń
    4. Kochana tych z zapytaniem o korektory nie dostałaś? 2 razy wysyłałam kilka tygodni temu:(

      Usuń
    5. Jeśli trafił do spamu, to po 30 dniach automatycznie został skasowany i już go nie mam :(

      Usuń
    6. Ok, podeślę ponownie :)

      Usuń
  7. Świetny wpis :) Chyba tylko z liposomami miałam niewielką styczność, a pod całą resztą podpisuję się całym moim ciałem :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka.
    Co myślisz o tym kosmetyku. Bandi bio esencja naprawcza
    INCI:
    Lactobacillus/ Arundinaria Gigantea Ferment Filtrate, Aqua/Water, Propylene Glycol, Niacinamide, Glycerin, Polysorbate-20, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Lecithin, Laminaria Hyperborea Extract, Saccharomyces Lysate Extract, Citrus Aurantifolia Fruit Extract, Lactobacillus Ferment, Butylene Glycol, Sodium Acrylates Copolymer, Parfum/Fragrance, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sorbic Acid.
    Bardziej na noc sie nada czy lepiej na dzień? Przy kuracji retinolem można by go stosować? Mam cere mieszaną.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko jest powiedzieć co sądzę, bo nie wiem co chciałabyś osiągnąć tą esencją :) Nie podpowiem też z momentem stosowania tego kosmetyku, bo go nie znam i co ważniejsze, nie znam Twojego schematu pielęgnacji :) Na pewno z retinolem się to w żaden sposób nie kłóci o ile nie będzie z nim nakładane jednoczasowo.

      Usuń
  9. Kiedyś bardzo mnie jarało robienie swoich kosmetykow z półproduktów, ale chyba nie umiem ;P W każdym razie lubię i używam glinek, sama mieszam swoje maseczki z olejami i hydrolatem(jaka jest różnica między hydrolatem a wodą różaną?).
    Chętnie używam też olei - moj ukochany to olej z owoców dzikiej róży, kocham go miłością wielką. No i jojoba ;) Te dwa to moje must have.
    Mam planie zakupić w tym roku kwas hialuronowy, znalazłam taki nawet fajny 1,5% z Manufaktury Kosmetycznej. Na razie oleje mieszam z serum aloesowym z Your Natural Side i zauważyłam poprawę w ich działaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, to w takim ścisłym znaczeniu wodę różaną robi się przez zalanie płatków wodą i "macerację" ich w tej wodzie; nie ma tu udziału destylatora jak to jest w przypadku hydrolatów. Ale mam taką własną obserwację, że producenci chyba nie bardzo ogarniają tę różnicę i często używają tych pojęć zamiennie, więc tak naprawdę czasem bardzo ciężko jest ustalić co się właściwie kupiło ;D

      To muszę oleju z owoców dzikiej róży spróbować! Chociaż skoro jojoba to nie moja bajka to pewnie jakoś wybitnie się z nim nie pokocham ;) Ale w razie czego będzie na włosy.

      Tak, oczywiście ten hialuron można zamienić innym nawilżaczem - właśnie aloesem albo gliceryną, ale na przykład u mnie włosy i cera się po prostu jakoś z aloesem nie lubią ;<

      Usuń
  10. Jak będę planować zamówienie to skorzystam z tego wpisu :) Obecnie kupuję tylko glinki, oleje i hydrolaty :) Kwas hialuronowy chciałam, ale może następnym razem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hydrolaty (uwielbiam różany) i kwas hialuronowy również polecam każdemu! :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger