1/31/2016

Wyzwanie Minimalistki, podsumowanie Kosmeonautki.



Niewiele mam w sobie z minimalistki. Choć w teorii wszystko to wygląda tak pięknie i mądrze, to jest to zupełnie nie „mój” styl życia. Lubię kupować, lubię posiadać i w kontrolowanym chaosie czuję się jak ryba w wodzie, choć tak fajnie byłoby móc napisać że jest inaczej! Mimo to uważam blogi o tematyce minimalizmu za moje największe odkrycie zeszłego roku, bo dzięki nim uczę się jak tymi kupowanymi i posiadanymi przeze mnie rzeczami po prostu lepiej się cieszyć.
Na szczęście minimalizm głosi pochwałę zdrowego rozsądku także w tej prostej kwestii, że nikomu tak naprawdę niczego nie narzuca. Na tych blogach czuję się zawsze mile widziana i, co najważniejsze, wychodzę z nich mądrzejsza. Czasem o wiele, czasem tylko troszeczkę, ale nigdy nie żałuję spędzonego na nich czasu.

Okazją by wprowadzić w swoje życie trochę ładu jest Wyzwanie Minimalistki na blogu Simplicite. Reguły właśnie zakończonej edycji znajdziecie → tutaj, ale w skrócie: w tym roku każda z uczestniczek stworzyła swoją listę zadań do wykonania w ciągu 21 dni skupiając się też na wyrobienie w sobie jakiegoś pożytecznego nawyku.


Przy moim trybie życia zestaw nawyki + 21 zadań byłby kompletnie nie do zrealizowania. Zdecydowałam się więc na połączenie nawyków z zadaniami do wykonywania w weekendy. Trzy tygodnie Wyzwania oznaczają trzy weekendy po trzy dni, a więc dziewięć zadań, które mogłyście zobaczyć na moim → Instagramie z hashtagiem #wyzwanieminimalistki.

Najtrudniejsze w Wyzwaniu Minimalistki okazało się dla mnie właśnie opracowanie listy. Nie chciałam skupiać się na zadaniach kojarzących mi się z ograniczeniami (informacyjne, facebookowe, zakupowe czy internetowe detoksy, pozbywanie się rzeczy, różnego rodzaju ćwiczenia „rozwojowe”), więc wybór dramatycznie się skurczył. Gdy wzięłam pod uwagę, że mieszkam w wynajmowanym pokoju (więc nie mam tu gazetnika, apteczki, elektrośmieci, …) zadań odpadło jeszcze więcej. Dlatego swoją listę musiałam stworzyć prawie od zera. Na szczęście te „poskreślane” propozycje posłużyły mi za inspirację, ale najtrudniejsze dla mnie było rozróżnienie tego, co faktycznie powinnam zrobić (i w tym celu wpisać na listę), a co będzie dla mnie tylko pustym gestem, wykonanym bez przekonania i zapewne tylko po to by zaraz wrócić do stanu poprzedniego ;) Dodatkowo moja lista miała być dosyć krótka, więc wybranie tego co najważniejsze również nie ułatwiało sprawy.

Jak przebiegało moje WM możecie zobaczyć na moim Insta, gdzie udokumentowałam większość zadań weekendowych. Kilka było dla mnie zbyt osobistych by się tym dzielić w Internecie, ale nie było ich wiele, bo większość była doskonale trywialna ;) Podobnie było z moimi wymagającymi wyrobienia nawykami.

To, co w WM najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że summa summarum zrobiłam znacznie więcej niż było ode mnie wymagane. Jednym z moich postanowień było noszenie biżuterii: mam jej całe stosy, ale od dobrych kilku (-nastu?) miesięcy nie miałam do niej serca i nie chciało mi się zakładać niczego poza zegarkiem. Gdy postanowiłam dołączyć do tego chociaż maleńkie kolczyki-sztyfty albo wisiorek, okazało się nagle, że mam ochotę wyciągnąć z lamusa ukochane do niedawna szminki albo perfumy.

Innym nawykiem do wyrobienia miało być... zmywanie naczyń :P O tym jak bardzo nienawidzę tego robić i jak notorycznie o tym zapominałam (o celowym unikaniu nie wspominając!) mogłabym napisać epopeję, ale trochę wstyd... więc powiem pass. Dlatego jestem pełna niedowierzania, że Wyzwanie Minimalistki skończyło się, a ja dalej wstaję rano do kuchni z puściutkim zlewem. I że daję radę nastawić budzik wcześniej, by pozmywać też po śniadaniu. To żenujące, że coś tak podstawowego wprowadziłam u siebie dopiero teraz, ale hej – liczę na Waszą wyrozumiałość ;) Tydzień po zakończeniu MW miałam egzamin i pomimo że spałam przed nim cztery godziny, to poprzedniego wieczora przed zwleczeniem się do łóżka o drugiej w nocy przeczołgałam się do kuchni żeby zrobić co do mnie należy. A egzamin i tak zdałam na piątkę!


Poza „rozszerzeniem” faktycznie obranych zadań, odhaczyłam też kilka rzeczy, których na mojej liście wcale nie umieściłam. Umówiłam się na odwlekaną od miesięcy wizytę u lekarza, odpisałam na kilka haniebnie zapomnianych listów... drobne sprawy, ale grunt że obecnie już zrobione. Wyzwanie Minimalistki pozwoliło mi na przypomnienie sobie, że tysiące mało ważnych niby-obowiązków nie powinno mi przesłaniać tego, co naprawdę musi zostać wykonane.

Tak więc: nawyki wyrobione, zadania wykonane, moja chaotyczna osobowość nienaruszona. Można? Można! Jest we mnie i wokół mnie trochę bardziej przejrzyście, a ponieważ w kolejnych edycjach Wyzwania Minimalistki również będę brać udział: będzie tylko lepiej.

Czyli jest tak jak powinno być. Czego i Wam życzę!

Pozdrawiam ciepło,

Ania

6 komentarzy:

  1. Siedze z krolikiem na kolanach i mysle, ze jedna z tych odhaczonych rzeczy jest tez z pewnoscia nasze spotkanie :), tak to ja Kamila ale prawie nie korzystam z tego konta, chcialam zalozyc takiego bloga ale... nie ogarniam bloggera :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętasz, że nasze spotkanie organizowałam na błyskawicznym spontanie? :D Co do bloggera, to jak będę po sesji to chętnie Ci pomogę ile trzeba :*

      Usuń
  2. Myślę, że brak chęci do codziennego zmywania naczyń jest normalny:P Sama zmywam naczynia u siebie w domu i nie wyobrażam sobie zmywać po każdym posiłku. Każdy jest inny, a to że zmywa co 2-3 dzień nie robi z niego dziwoląga;)

    Życzę ci dalszej wytrwałości w postanowieniach!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie wpisy - kopalnia inspiracji i motywacji. Sama jestem na etapie organizowania, układania sobie wszystkiego w głowie i dążenia do określonego schematu, w którym będę czuła się dobrze ze wszystkim :)
    A naczyniami się nie przejmuj bo to zmora każdej z nas :) Trzymam za Ciebie i siebie kciuki - małymi krokami ku wielkim rzeczom :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się chyba trochę spóźniłam z tym wyzwaniem minimalistki, ale hej - przecież nigdy nie jest za późno :) Sama mogę stworzyć listę zadań i publikować je na Social Media lub później w poście na blogu :) Świetny pomysł na zmotywowanie się do czynności, które od dawna się odkładało.

    Poza tym - chyba jestem dziwna, bo kocham zmywać naczynia! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wielu z nas ma coś takiego - ja lubię robić pranie, gotować, myć pędzle do makijażu... :D

      Usuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger