3/21/2015

Na tłustą cerę, przetłuszczające się włosy, łojotok… wierzbownica drobnokwiatowa

SŁOWO WSTĘPU + słowniczek ;)

Myślę, że intuicyjnie większość z nas wie, co oznacza pojęcie „cera tłusta”. To, co jest od jej definicji o wiele ważniejsze to fakt, że wiele kobiet nie podejrzewa u siebie tłustej cery ze względu na uczucie ściągnięcia po jej umyciu czy obecność suchych skórek… Obecnie wiemy jednak, że nawet tłusta cera może być jednocześnie odwodniona („przesuszona”), bo nadprodukcja sebum (łoju) nie idzie w parze z odpowiednim poziomem nawilżenia. Tego ostatniego musimy zwykle dostarczać zarówno cerze suchej, jak i tłustej, a także oczywiście cerze mieszanej – czyli takiej, którą ma pewnie z 70% Polek ;) I właśnie dla tych z Was, które mają cerę tłustą lub mieszaną dzisiejszy post może okazać się szczególnie przydatny :)

Przydatny będzie on też dla właścicielek „przetłuszczających się włosów”. Ponownie pozwolę sobie co nieco uściślić, bo wiem że trafiają tu zarówno doświadczone kosmetykomaniaczki, jak i osoby stawiające dopiero pierwsze kroki w pielęgnacyjnym świecie. Właśnie dla Was wyjaśniam, że przetłuszcza się skóra głowy – a nie włosy. Tak jak na prawie całej reszcie ciała, na skórze głowy (tzw. skalpie) znajdują się gruczoły łojowe i jeśli będzie ich dużo lub będą szczególnie aktywne, nadmiar łoju będącego ich wydzieliną zafunduje nam przepiękny efekt tłustych włosów. Są szczęściary myjące włosy raz w tygodniu, niektóre muszą myć codziennie i to rano, bo jeśli zrobią to wieczorem, to nie przetrwają w świeżości następnego dnia… Brzmi znajomo? Jeśli tak, to ten wpis będzie też dla Ciebie :)


A to jest właśnie wierzbownica drobnokwiatowa :) | źródło


Zacznę od tego dlaczego w ogóle zainteresował mnie etap zmniejszenia produkcji łoju przez gruczoły. Jeśli chodzi o włosy, to odkąd pamiętam, ZAWSZE musiałam myć je co drugi dzień. I zawsze było tak, że końcówka drugiego dnia była już kiepska – ale znosiłam to z wygody, jaką zapewniało rzadsze mycie moich długich, gęstych i bardzo wolno schnących włosów.

W przypadku cery, jak daleko sięgam pamięcią - miałam problemy typowe dla cery mieszanej. Gdy zaczynałam wprowadzać do pielęgnacji pierwsze kremy ciężko było mi zrozumieć czemu czoło, broda i nos z jednej strony są świecące, a z drugiej suche jak wiór – wtedy moja cera była dodatkowo odwodniona. Szybko jednak wpadłam w Internecie na dobre źródła informacji i o ile z odwodnieniem dość szybko sobie poradziłam, to z przetłuszczaniem strefy T przez te wszystkie lata radziłam sobie jedynie „objawowo”. To znaczy dobrze ją złuszczałam (mechanicznie, kwasami), oczyszczałam odpowiednimi do cery tłustej maseczkami i tak dalej dzięki czemu udało mi się uniknąć wysypów pryszczy i innych wątpliwych ozdób. Jednak żadna ilość włożonego wysiłku i żaden „normalizujący” kosmetyk nie hamował błyszczenia się cery, które kiedyś przeszkadzało mi mniej, ale odkąd codziennie się filtruję – stało się pewnym problemem.


Kiedy więc w komentarzach pod którymś z wpisów na innych blogach przeczytałam o sebostatycznym działaniu wierzbownicy drobnokwiatowej, nazwa od razu zapadła mi w pamięć i postanowiłam sobie o niej w bliżej nieokreślonej przyszłości poczytać. Ta pierwsza wzmianka z którą się zetknęłam dotyczyła włosów, których przetłuszczanie się nie było dla mnie nigdy dużym problemem. Jednak gdy zaczęłam spotykać takich komentarzy więcej i więcej, także w temacie działania wierzbownicy na tłustą cerę – stwierdziłam, że muszę tego spróbować na własnej skórze.

Parę kliknięć i Wikipedia poinformowała mnie, że wierzbownica drobnokwiatowa (Epilobium parviflorum) jest roślinką z rodziny wiesiołkowatych, rosnącą niemal w całej Europie – w tym bardzo pospolicie w Polsce. Przeczytałam także, że:

Wierzbownica drobnokwiatowa zawiera głównie flawonoidy, garbniki i fitosterole. Mimo że do dzisiaj nie ma dowodów na skuteczność stosowania wierzbownicy jako leku, w medycynie ludowej napar z ziela uważany jest od dawna za lek łagodzący dolegliwości związane z łagodnym przerostem prostaty.

Poczułam pierwszy zawód, że nie ma ani słowa na temat wpływu na gruczoły łojowe – ale to Wikipedia, c’mon, nie ma o czym mówić. Wobec tego przekliknęłam w artykuł po angielsku, gdzie czytamy:

Extracts of this plant have been used by traditional medicine in disorders of the prostate gland, bladder and kidney, having an antioxidant and antiinflammatory effect. Epilobium parviflorum herb has been prescribed internally as tea in the traditional Austrian medicine for treatment of disorders of the prostate, kidneys, and urinary tract. Extracts of Epilobium have been shown to inhibit proliferation of human prostate cells in-vitro by affecting progression of the cell cycle.

No, to brzmi już ciekawiej, prawda? Działanie przeciwzapalne, antyoksydacyjne i hamujące podział komórek to nie byle co! Na marginesie, chciałabym podkreślić, że wbrew temu co piszą na polskiej Wikipedii – dowody na działanie wierzbownicy w przeroście prostaty są, choćby na Pub Medzie.

A o takich właściwościach wierzbownicy zapewnia nas producent.

W każdym razie, choć mechanizm działania wierzbownicy był dla mnie jeszcze dość mglisty, uznałam, że najlepiej będzie spróbować jej teraz – kiedy nie jestem jeszcze zbytnio przekonana do jej efektywności, dzięki czemu zmniejszę ryzyko wystąpienia efektu placebo (w dużym uproszczeniu, zjawiska w którym silna wiara w powodzenie metody leczenia doprowadza do mobilizacji organizmu i polepszenia stanu zdrowia pacjenta, choć podano mu teoretycznie coś, co nie miało prawa działać).

Pod koniec stycznia powędrowałam do „mojego” -> sklepu zielarskiego i za oszałamiającą kwotę 11,50 zł nabyłam wielką, dwustugramową paczkę ziela wierzbownicy wyprodukowanej przez Dary Natury. 200 g suszu to jest naprawdę mnóstwo, moim zdaniem spokojnie wystarczy to na trzymiesięczną kurację – przynajmniej przy moim sposobie picia. Ja czubatą łyżeczkę ziela wsypuję do zaparzacza, zalewam wrzątkiem, przykrywam i piję najwcześniej po kwadransie. Takie parzenie wykonuję dwa razy dziennie (za każdym razem z nowej porcji zioła) i staram się pić z dala od posiłków – pół godziny po ostatnim, pół godziny przed następnym.

Suche ziele w paczce pachnie raczej niezbyt intensywnie, po zaparzeniu niewiele bardziej. W smaku wierzbownica najbardziej kojarzy mi się z czystkiem, ale umówmy się – każde ziółko ma swój specyficzny smak, ciężko je do czegoś porównywać. Najlepiej będzie kupić i spróbować :)


Jeśli chodzi o efekty uboczne, to ja u siebie nie zauważyłam żadnych, choć wiem, że bywa też inaczej. Zauważyłam u siebie natomiast tęsknie wyczekiwane działania jak najbardziej pożądane i to ich zaobserwowanie skłoniło mnie do napisania tego tekstu.

Mniej-więcej po trzech tygodniach codziennego picia wierzbownicy zauważyłam, że skóra głowy wolniej się przetłuszcza. Zaczęło się od tego, że „wieczorem dnia drugiego” włosy nadal były świeże i – choć nie układały się tak pięknie jak zaraz po umyciu ;) – dobrze wyglądały. Dopiero od tego momentu zaczęłam uważniej przyglądać się przemianom zachodzącym w moim organizmie. Kto bowiem myśli, że od pierwszego łyka naparu zaczęłam histerycznie sprawdzać po każdym kubku CZY TO JUŻ? ten oczywiście jest w błędzie :D Zmiany spodziewałam się zobaczyć po dwóch miesiącach, stąd u mnie pewna doza obojętności ;)

Pierwsze oznaki zaobserwowałam już po trzech tygodniach, po kolejnych dwóch mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że zyskałam dodatkowy (trzeci!) dzień świeżości włosów – i to nawet wtedy, gdy drugiego dnia poszłam na siłownię i dałam sobie naprawdę ostry wycisk! Tak więc byłam wniebowzięta i tylko po cichu czekałam na efekt zmniejszonego przetłuszczania się cery…

No i się doczekałam! Ciężko mi napisać o nim coś więcej, poza tym że faktycznie wystąpił, bo ciężko jest go zobiektywizować czymś takim jak częstotliwość mycia włosów w przypadku przetłuszczania się skóry głowy. Ale cera przetłuszcza mi się wyraźnie mniej, wydaje mi się też że zwęziły się ostatnie niedobitki zaskórników na nosie (choć to może być też zasługą aktualnej pielęgnacji).

Tak więc podsumowując moją przygodę z wierzbownicą, zaprezentuję Wam garść liczb:

- 1,5 miesiąca kuracji (jestem ciut za połową)
- 98 wypitych kubków ;)
- ok. 100 g zaparzonego ziela (bo zeszło mi około pół paczki)
- trzy tygodnie oczekiwania na efekty ze strony skóry głowy
- sześć tygodni oczekiwania na efekty działania na cerę
-jedna koleżanka już wkręcona w picie tego samego ziółka ;)

Jak widać, jestem bardzo, bardzo zadowolona. Patrząc na te wszystkie efekty zapragnęłam dowiedzieć się jak dokładnie działa wierzbownica, jaki jest jej mechanizm działania? Popularne określania jak „detoks organizmu” czy „działanie regulujące na…” są dla mnie puste, nie niosą żadnej informacji. Oto, co udało mi się dla Was znaleźć.

O tym, że w wielu przypadkach za łojotok odpowiedzialne są androgeny (czyli męskie hormony takie jak testosteron, dihydrotestosteron) wiadomo już od dawna. Hormony te wytwarzane są z cholesterolu w procesie zwanym steroidogenezą, kiedy cała armia różnych enzymów przyłącza i odłącza od wyjściowego związku kolejne atomy lub ich grupy.

Grafika pochodzi ze zbiorów Wikimedia Commons.

Wyciągi z wierzbownicy zawierają substancję zwaną oenoteiną B. Działa ona hamująco na jeden z enzymów steroidogenezy: na 5-alfa-reduktazę, która redukuje testosteron do dihydrotestosteronu (DHT) – jego aktywnej formy, odpowiedzialnej za większość efektów testosteronu w organizmie. Genialne, prawda? Niepozorny kwiatek zawiera substancję, która sprawia, że w naszym ciele jest mniej innej substancji – takiej, która może prowadzić do nadmiernej aktywności gruczołów łojowych, a więc do nadprodukcji sebum. Jeśli pijąc wierzbownicę zahamujemy tworzenie tej substancji, obniżymy produkcję łoju odpowiedzialnego między innymi za świecenie się skóry czy przetłuszczanie się włosów. Proste? Proste! :)
Tak przy okazji, to właśnie oenoteina B ma być elagotaniną odpowiedzialną za inne właściwości wierzbownicy: wspomniane wcześniej przeciwzapalne, przeciwwirusowe, przeciwnowotworowe (przez aktywację limfocytów NK i odpowiedzi typu ADCC).

Z mojej strony koniec ze sceptycyzmem, drugą połowę kuracji przejdę z gorącą wiarą w to, że serio sobie pomagam – a nie ulegam jakiemuś zabobonowi. Tak jak wspomniałam wcześniej, kurację planuję na trzy miesiące, po których być może zaktualizuję ten post o ile pojawią się jakieś nowe, ważne informacje. Następnie odstawię wierzbownicę i sprawdzę jak długo utrzymują się jej efekty i jeśli uda mi się to ustalić, to również z pewnością podzielę się z Wami tą wiedzą.

Na sam koniec chciałabym zwrócić Waszą uwagę na to, że wierzbownica ma działanie, które można by porównać do leku albo hormonu. W pewnym stopniu wpływa ona na gospodarkę hormonalną, dlatego (broń Boże!) nie pijemy jej podczas ciąży i karmienia piersią, a w ogóle to najlepiej przed rozpoczęciem kuracji będzie zapytać o poradę farmaceutę lub lekarza. Powyższy artykuł został napisany przez amatora i nie zastąpi konsultacji z profesjonalistą!

Pisząc powyższy artykuł posiłkowałam się informacjami z poniższych źródeł:
http://herbactive.co.uk/willowherb.php

http://www.luskiewnik.strefa.pl/farmakologia/epilobium.html

18 komentarzy:

  1. czytałam juz na temat tego zielska różne opinie ciekawi mnie i myślę nad spróbowaniem mam dokładnie taie same problemy z cerą jak Ty ale fakt ostatnio odnosze na tym polu sukcesy małe nawet z włosami sobie radze dzieki moim diy)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ziółko którego nie znałam :) Świetne efekty...jak skończę leczenie to chyba się podejmę próby...ja po 1 dniu już mam strasznie klapnięte, lekko przetłuszczone włosy :( Już nie mówiąc o skórze i strefie T - jedyne co na razie pomaga to puder ze skrobi i ziemi okrzemkowej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie znałam tego ziela! Kurczę, tak się zastanawiam, czy widziałam to gdzieś jak rośnie i nie mogę skojarzyć... Zainteresowałaś mnie tą kuracją. Mam podobne problemy z cerą i włosiem, hmm na razie spijam czystek, jak skończę to będę mieć na uwadze wierzbownicę:) Post przewspaniały :) pozdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Też miałam kiedyś ten problem :):) ale nie znam tego naparu :")

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jestem właśnie na jak dlugo utrzymają się efekty, bo jednak pić jej całe zycie bez przerwy bym się nie odważyla :). Wiesz dzisiaj przyjrzałam się ofercie kiosków, które mijam idąc do pracy i myślę, że można je opisać w serii Pięknie(j) :). Pierwszy to kiosk w centrum, przy ul. Podmurze. Znajduje się on niemal naprzeciwko Baru turystycznego i kilka metrów od Da grasso, mijamy go jeśli idziemy od teatru wybrzeże w kier.Hali tAGROWEJ. zNAlazłąm tam wodę brzozową Gloria po 4.90 :)
    http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Gda%C5%84sk_ulica_Szeroka_%E2%80%93_kiosk.JPG
    Drugi znajduje się kawałeczek dalej, na Szerokiej, przy ławeczkach i poczcie nr 25, tam były Hegrony :).
    A trzeci jest prawdziwym rajem dla włosomaniaczek - jest tam wiele perełek nieosiągalnych stacjonarnie-m.in. woda brzozowa,pokrzywowa i L-102 od Kulpolu, płukanki Kulpolu-Srebrzyk,Cyklamen,Fiolex oraz maski Ziaji. To kiosk kosmetyczno-pierdółkowy w Hali Targowej, jeśli wchodzimy wejściem od str. drogerii Natura to jest on odrazu po lewej, wiszą tam m.in. kartki i zabawki :). Mam nadzieję,że napisalam w miarę zrozumiale :). Ale warto też pytać, bo w innych minionych kioskach nie było kosmetyków w okienkach,ale widziałam że w środku na półkach były, niestety moja krótkowzroczność nie pozwoliła mi nic dojrzeć :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zapomniałam, odżywka Hegron była po 7.90, spray nie wiem, wcierki Kulpolu po 5.50 a płukanka Cyklamen (różowa) po 5zł, więc podejrzewam że inne też :). Maski Ziaji po 6.50

      Usuń
    2. I myślę,że warto też opisać Fragarię :)

      Usuń
  6. Ja wierzbownice piję od września 2014 ale zupełnie na coś innego. Otóż miałam torbiel na lewym jajniku wielkości 6,5 cm. Byłam na usg teraz w kwietniu 2015 i torbiel znacznie sie zmniejszyła teraz ma 4cm.Wiem że to na pewno od wierzbownicy ponieważ kilka lat temu też miałam podobną sytuacje. Ale sprawa wygląda tak że jeżeli pije się to ziółko torbiel się zmniejsza, a jak się przestaje znów rośnie. Chyba będę piła do końca aż zniknie zupełnie bo nie mam wyjścia. Oczywiście lekarzowi nie powiedziałam że pije, bo on tylko w operacje wierzy. Od jakiegoś czasu zauważyłam u siebie że czuje się jak balon i powiązałam to właśnie z piciem wierzbownicy ,myślę że u mnie również zatrzymuje wodę. Co do miesiączki to na pewno nie jest obfitsza tutaj wszystko w normie tak samo z regulacją też ok. Czy może któraś z Was też pije to zioło z powodu torbieli.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam pytanie: czy można pić wierzbownicę i brać tabletki antykoncepcyjne?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi wierzbownica też pomagała przy dużym łojotoku i trądziku, ale brałam ją w formie tabletek, ogromną różnice zobaczyłam po 3-4 tygodniach stosowania. Włosy przestały się przetłuszczać, zaś skóra była gładka jak nigdy i przestała się błyszczeć. Było to 3 lata temu. Niestety firma produkująca tabletki zmieniła coś w recepturze ;-( i nie działaja już tak jak dawniej. Musze spróbować parzonej wierzbownicy, może jakoś się przemęczę. Tabletek antykoncepcyjnych nikomu nie polecam. Co do zatrzymywania wody w organizmie po wierzbownicy...Ona jest moczopędna, więc powinna pomóc w wydalaniu nadmiaru wody z organizmu,jednocześnie potwierdzam, że gdy ją stosowałam puchłam/tyłam? Albo było to efektem odstawienia tabletek antykoncepcyjnych...

    OdpowiedzUsuń
  9. Pod moim nickiem macie dokładnie pokazane, co i jak wygląda. Włosy wymagają zdrowego podejścia i systematyczności. Ich doprowadzenie do normalności musi trwać, ale o ile tylko właściwie to zrobicie, to efekty będą super.

    OdpowiedzUsuń
  10. I jaki jest teraz stan Twojej cery? Nadal stosujesz wierzbownicę?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie stosuję - po tym poście piłam ją jeszcze przez 1,5 miesiąca by dobić do pełnego kwartału, a potem ją odstawiłam (obawiałam się zbyt dużej ingerencji w organizm + chciałam sprawdzić jak długo utrzymają się efekty).

      Włosy w dalszym ciągu przetłuszczają się mniej. Gdybym nie uprawiała sportu to dalej mogłabym je myć co trzeci dzień, lecz rzadko mam okazję z tego skorzystać ;) Co do cery to baaardzo ciężko mi się tu wypowiedzieć, ponieważ w przeciwieństwie do pielęgnacji włosów, w kwestii skóry nauczyłam się o wiele więcej, przetestowałam dziesiątki nowych produktów, wprowadziłam nowe nawyki i tak dalej... Ale na pewno strefa T jest wyraźnie tłustsza od policzków. Nawet jeśli na którymś etapie udało mi się to "wyrównać", to efekt nie utrzymał się.

      Mam nadzieję, że odpowiedziałam wystarczająco :)

      Usuń
  11. Biorę wierzbownicę w tabletkach już trzeci miesiąc z powodu mocno przetłuszczającej się cery i włosów, wyprysków hormonalnych na żuchwie oraz torbieli na lewym jajniku. Niestety nie zauważyłam żadnych zmian (ani pozytywnych ani negatywnych) co mnie mocno martwi. Zastanawiam się czy przestać brać tabletki i przestawić się na takie ziółko? Nie wiem co jest lepsze... Czytałaś coś może o lepszej przyswajalności wierzbownicy pod którąś postacią?
    Angelika

    OdpowiedzUsuń
  12. I jak efekty po 3 miesiącach i po odstawieniu wierzbownicy?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja się niestety nie wyrabiam z takim dbaniem naturalnym. Kupiłam sobie kilka tyg temu daily wax pilomax, szampon i odżywkę i sztos!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger