8/21/2014

SOS | Zbyt tłusty lub zbyt rzadki krem


Pamiętacie post o moim „lushowym” kremie? Wyszedł mi on minimalnie za ciężki jak na obecną porę roku. Gdybym z kolei nie przeczytała komentarzy pod stroną jednego z jego składników i dała przepisową ilość fazy wodnej, miałabym krem o za rzadkiej na mój gust konsystencji. I z jednym, i z drugim problemem można poradzić sobie w podobny sposób (także gdyby chodziło o produkty kupne, a nie robione). Przedstawiam Wam bohaterkę dzisiejszego wpisu: zieloną glinkę kosmetyczną!

Moją glinkę kupiłam w aptece (doz.pl), a oto skopiowany stamtąd opis producenta:

Glinka zielona francuskiej firmy Argiletz pochodzi ze skał krzemionkowo-aluminiowych i jest produktem w 100% naturalnym. Posiada około 20 różnych soli mineralnych istotnych dla organizmu, takich jak: krzem, magnez, wapń, potas, fosfor, sód i inne.


Na ZSK możemy dowiedzieć się jeszcze, że:

- Glinka zielona znajduje zastosowanie przede wszystkim w pielęgnacji cery tłustej i trądzikowej. Posiada silne własności odłuszczające, matujące, oczyszczające i lekko złuszczające skórę. Działa przeciwzapalne, przyśpiesza gojenie skóry, remineralizuje ją i oczyszcza z toksyn.

- W kosmetykach powoduje efekt matowienia, absorbuje nadmierną produkcję łoju oraz wzbogaca krem w mikroelementy i sole mineralne.

- Stosujemy ją kierując się dwiema rzeczami: stężenie do 2% w kremach, mleczkach, tonikach; glinka nie rozpuszcza się w wodzie - dodajemy ją do fazy wodnej, w której się zawiesza, a w przypadku toniku należy wstrząsnąć butelkę przed każdorazowym użyciem.

Myślę, że od razu widać jak idealnie produkt ten nadaje się do lekkiego wzbogacenia kremu o nie do końca pożądanych właściwościach. Stosując ją warto wziąć pod uwagę dwa sposoby.

Sposób pierwszy: zawieszamy glinkę w odrobinie wody i taką mieszaninę wprowadzamy do kremu [ten sposób polecam w postępowaniu z kremami o odpowiedniej konsystencji, ale zbyt tłustymi]

Sposób drugi: glinkę wprowadzamy do naszej emulsji bezpośrednio, modląc się by dała się w niej rozprowadzić ;) [i ta opcja powinna być optymalna dla zwykłego zagęszczania kremu]

Tak czy siak, warto glinkę w domu posiadać. Zwłaszcza, że stosowana w duecie z wodą lub w bigbandzie z paroma kroplami półproduktów stanowi świetną maseczkę :)



Ja do swojego kremu sypnęłam glinki „od serca” i zmienił on barwę tylko w słoiczku. Na twarzy nie zaobserwowałam żadnej zielonej poświaty, ale dla tych z Was które by się tego obawiały polecałabym użycie glinki rhassoul (która ma kolor beżowy) lub białej.

Pomyślałam też o tym, by w ten sam sposób wykorzystać algi i bingo! W opisie zastosowań Laminaria digitata widnieje, że stosujemy ją w kremach do 2,5 %! Choć przyznam, że mnie ta opcja raczej nie nęci – maseczka z tych konkretnych alg ma koszmarną konsystencję i obawiałabym się podobnych efektów w kremie. Czuję jednak, że prędzej czy później ulegnę i wtedy nie ma zmiłuj – dowiecie się o wszystkim nawet jeśli efekty będą cokolwiek... kompromitujące ;)

5 komentarzy:

  1. Ja nie lubię mieszać produktów. Zawsze coś nie tak zrobię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się to zdarza :P Dlatego zupełnie nowe, "autorskie" eksperymenty przeprowadzam na malutkich porcjach kosmetyku, co zresztą widać na zdjęciach :D W razie czego nie płaczę wyrzucając efekty do kosza ;)

      Usuń
  2. też kiedyś stosowałam glinki z apteki... jednak zapomniałam nazwy :D całkiem różniły sie od tych maseczek ze sklepu :p
    zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tez nie mieszam produktów. ogólnie lubię glinki :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger