8/28/2014

Napad na Drogerie Markt

Dziś typowo chwalipięcki post, w którym pochwalę się nagrodą, jaką sprawiłam sobie za kolejny miesiąc wytrwałości w moim wakacyjnym postanowieniu – o którym z całą pewnością jeszcze tu napiszę! Tym razem pozwoliłam sobie wydać 20 € w jednym z niemieckich Drogerie Marktów. Oczywiście dokonanie wyboru z kilometrowej listy marzeń było dla mnie iście tytanicznym wysiłkiem, ale jakimś cudem dałam radę mu podołać.



Oto moje zdobycze do twarzykrem na dzień Alverde z dziką różą oraz peeling enzymatyczny Balea plus mały bonus ;)


Alverde (podobnie zresztą jak rossmannowska Alterra) konserwuje swoje produkty potencjalnie wysuszająco-drażniącym alkoholem etylowym. Należę do tych pechowców, którzy go nie lubią i dlatego wybór kremu z szerokiej gamy Alverde był bardzo prosty: ten jako jedyny ma go tak daleko w składzie (na siódmym miejscu). Były i takie, co miały go na drugim (zaraz po wodzie), ba! nawet wariant Ultra Sensitive miał go dużo wyżej. Więc mój wybór padł na Alverde z dziką różą przeznaczony do skóry suchej.

Peelingi enzymatyczne po prostu uwielbiam testować, a ten firmy Balea oparty jest na papainie – enzymowi papai, który sprawia, że owoc ten nadaje się do robienia domowych peelingów. Poza tym ma mnóstwo dobroci w składzie, niską cenę i niewielką (50 ml) pojemność – więc w razie czego pozbędę się go bez żalu.

Dodatkowo tak prawie w temacie – sprawiłam sobie śliczny pędzel do rozcierania cieni z Ebelin! Od dawna chciałam obkupić się ich pędzlami, ale postanowiłam najpierw wypróbować jeden i wybrałam ten, którego brak najsilniej odczuwałam: duże, puchate jajo :)

*

Znacznie więcej kupiłam kosmetyków do włosów. Ponieważ jestem bardziej cero- niż włosomaniaczką, w pielęgnacji cery mam kilka absolutnych hitów, dla których nie szukam zastępstwa. Z włosami jest jednak zdecydowanie gorzej, są humorzaste i wybredne, więc tu stawiam na różnorodność – stąd poniższe zakupy:




odżywka do włosów Alverde z awokado, nabłyszczająca kuracja Alverde z cytryną i morelą, profesjonalna odżywka do włosów Balea z kofeiną oraz dwa olejki Alverde: dedykowany do włosów z arganem i migdałem oraz przeznaczony do ciała z dziką różą i rokitnikiem.

Odżywka Alverde została wybrana podobnie jak krem do twarzy – według zawartości alkoholu w składzie. Kurację zaś wybrałam ze względu na małe nieporozumienie i choć jej skład na stronie DM mnie przeraził (alkohol zaraz za wodą o_O) to dzięki szczęściu frajera załapałam się na jej starszą wersję, o wiele przyjaźniejszą :)

Z firmą Balea nie ma tego problemu, jednak jej produkty mają tendencję do ubogich składów, w których substancje aktywne są bardzo nisko. Ta fuksjowa wersja jest pod tym względem jedną z lepszych, a ponadto – dużo dobrego słyszałam o kofeinie w pielęgnacji włosów. Czas to sprawdzić.

Co do olejków, to wiadomo chyba, że żaden z nich nie wyląduje na skórze ciała ;) Wokół migdałowo-arganowego krąży tyle legend, że po prostu musiałam go mieć (mimo, iż odżywka z tej linii nie rzuciła mnie na kolana). Bazę tego produktu stanowi olej sojowy i to samo tyczy się bodaj wszystkich olejków Alverde... z wyjątkiem jednego: różano-rokitnikowego. Chwyciłam go, bo jego głównym składnikiem jest olej słonecznikowy, całkiem przez moje włosy lubiany.


Za wszystkie te zakupy zapłaciłam 21,60 €, co uważam za niezły interes – zwłaszcza, że zapas odżywek i olejków do włosów wystarczy mi teraz na bardzo długo (weźmy bowiem pod uwagę, że w międzyczasie używam obok nich jeszcze masek). Pędzel również jest inwestycją „na przyszłość”, a peeling enzymatyczny kosztował grosze. No i jako ceromaniaczka nie mogłam nie kupić żadnego kremu, prawda?

Ta-daaam! Właśnie usprawiedliwiłam się z wydania prawie bańki na same kosmetyki :D Błagam, powiedzcie mi, że też to robicie!

Które kosmetyki interesują Was najbardziej? Które opinie najchętniej byście przeczytały?
Niby od przybytku głowa nie boli, ale jeśli chodzi o te do włosów
to w sumie sama nie wiem od czego zacząć testowanie ;)


Chciałabym również zapowiedzieć, że następny wpis okaże się raczej nie prędzej niż za tydzień z powodu czekającej mnie sesji egzaminacyjnej ;] Do tego czasu mogę też nieregularnie odpowiadać na Wasze komentarze. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i... będziecie trzymać kciuki! :)

3 komentarze:

  1. "nabłyszczająca kuracja Alverde z cytryną i morelą" - oj, marzę o niej :)
    Olejek z arganem jest cudny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. same fajne rzeczy ;) chcialabym wyprobowac cos z balea, ale ciekawi mnie tez krem do twarzy z dziką różą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! A - ja tez tyle potrafie wydac ^___^! Moje zakupy włosowe w DM wygladaly podobnie pare miesiecy temu, choc wszystkie produkty juz zuzylam. GlanzHaarkur nawet wspominam niezle i chyba nawet zakupilabym ponownie, zamiast fioletowej odzywki kupilam maselko do wlosow z avokado, ktore je dociazylo, ale na moich wysokoporowatych wlosach jakos nie sprawdzilo sie, wygladaly dziwnie strąkowato i sucho, ale nieco stuningowane bylo swietne. Ciekawe jak odzywka. Balea kofeinowa mnie zaciekawilas - napisz jak wrazenia :) Olejek sanddorn przyznaje zuzylam do ciala i do mieszanek z kawa (peeling kawowy), raz chyba tylko na wlosach. I choc nie byl zly, wczesniej mialam inny w podobnej cenie, o duzo ladniejszym zapachu, wiec ponownego zakupu sie nie doczekal :)
    A na olejek arganowy narobilas mi naprawde ochoty !!! :) Co do twarzy - to te kwestie mam jakos ogarnieta i wiekszych potrzeb zakupowych nie odczuwam :)

    Fajne zakupy - bedziemy czekac na twoje wrazenia z uzywania :)!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger